W latach okupacji niemieckiej Józefa Senior mieszkała w Warszawie z kilkuletnią córeczką Joanną. Od 1940 r. udzielała pomocy Żydom, dając im schronienie w swoim mieszkaniu na Saskiej Kępie. Wśród osób, którym pomogła, byli Mosze Antopolski, Eugenia Sigalin oraz kilkuletni chłopiec, Ryszard Blum.
Losy Józefy Senior i jej rodziny przed wojną
Józefa Senior urodziła się 23 czerwca 1899 r. w Pilznie w Czechach. Wyszła za mąż za Edwarda Seniora, architekta, polskiego Żyda, którego rodzina pochodziła z Częstochowy. W 1935 r. przyszła na świat ich córka Joasia. Mieszkali na Saskiej Kępie w Warszawie, przy ulicy Nobla 27 m. 3.
Józefa w gronie przyjaciół – na pamiątkę lat spędzonych we Francji – zwana była „Żozetką”. Do znajomych Seniorów należała adwokatka Lola Altuszuler, u której Józefa poznała jej kuzyna Mosze Antopolskiego. Do bliskich kolegów Edwarda należeli architekci Roman i Grzegorz Sigalinowie, przez nich Seniorów poznała ich siostra, Eugenia.
6 września 1939 r. pułkownik Roman Umiastowski, szef propagandy w Sztabie Naczelnego Wodza, wezwał mężczyzn zdolnych do noszenia broni a nie powołanych dotychczas do wojska, do opuszczenia stolicy i udania się na Wschód, gdzie mieli zostać zmobilizowani. Edward Senior wyszedł z tysiącami innych z Warszawy i już do niej nie wrócił. Trafił do obozu w Stutthofie i tam zginął. Józefa została sama z czteroletnią Joasią – bez rodziny i bez zawodu. Zaczęła dawać lekcje języka niemieckiego.
Pomoc Józefy Senior dla Żydów podczas okupacji niemieckiej
Mosze Antopolski trafił jako rosyjski jeniec do niemieckiej niewoli w Suchożlebach. Uciekł i przedostał się do Warszawy. Przyjął nazwisko Stanisław Laskowski. Wiele razy zmieniał kryjówki. W międzyczasie nawiązał kontakt z Józefą Senior, ale nie chciał jej narażać i nie przyjął na początku oferty zamieszkania pod jej adresem:
„Powitała mnie słowami: »Gdzie pan mieszka?«. Powiedziała: »Żeby pan wiedział, drzwi dla pana są u mnie zawsze otwarte«”.
Kiedy stracił kolejne lokum, pojawił się jednak u pani Senior. Mieszkał u niej – z przerwami – do końca wojny, nie płacił za utrzymanie. Współpracował z podziemiem.
„Był taki przypadek: wyjęliśmy z getta około trzynastu Żydów i »Żeńka« (pseudonim okupacyjny kobiety należącej do organizacji podziemnej, nazwiska jej nie pamiętam) powiedziała mi: musimy ich gdzieś umieścić, […] zanim będzie można ulokować ich z osobna… […] Spytałem »Żozetkę«, czy by mogła ich przyjąć choć na jedną noc. Nie zawahała się ani przez chwilę. I było w ich mieszkaniu tych trzynastu ludzi, przybyłych prosto z getta. Nagle usłyszeliśmy, że żandarmi chodzą po schodach. Zapukali do drzwi. »Żozetka« podeszła do drzwi (ona dobrze mówiła po niemiecku). Okazało się, że żandarmi przyszli w sprawie niezaciemnionych okien u sąsiada (volksdojcza), Szmatlocha”.
Eugenia Sigalin wyszła na tzw. aryjską stronę wiosną 1943 r., tuż przed wybuchem powstania w getcie warszawskim. Dokumenty na nazwisko „Janina Wydra” załatwił jej Henryk Woliński, pseud. „Wacław”, kierownik Referat Żydowskiego w Biurze Informacji i Propagandy Armii Krajowej. Ukrywała się u Jadwigi Deneki na warszawskim Kole do momentu, kiedy musiała zwolnić miejsce dla kogoś innego. Wtedy przeniosła się do „Żozetki”.
„[…] dom przy ul. Nobla był połączony z posesją przy ul. Styki. Mieszkańcy tych dwóch niewielkich jednopiętrowych budynków spotykali się ze sobą we wspólnym ogrodzie”, zapisała w oświadczeniu dla Instytutu Yad Vashem. „Pojawiłam się na Nobla jako nieznajoma, w charakterze wychowawczyni Joasi Senior, córki »Żozetki«”. Dodatkowo jej gospodyni załatwiła Eugenii pracę służącej na Saskiej Kępie. W getcie trwało powstanie. „[…] w tym okresie wyjątkowo intensywnie poszukiwano ukrywających się Żydów – trwała nagonka. Było jeszcze bardziej niebezpiecznie niż w innych okresach okupacji hitlerowskiej. Chodziłam ulicami miasta w kapeluszu na głowie; nieraz zaglądano mi pod kapelusz. »Sprawdzano« mój wygląd”.
W 1943 r. siedmioletnia Joasia Senior chodziła do szkoły. Domyślała się, że nie należy rozpowiadać o tym, co dzieje się w domu. Matka przedstawiła jej Eugenię jako Jankę:
„»Żozetka« myliła się często i zamiast »Janko« mówiła mi »Geniu«, Joasia nie myliła się nigdy… Gdy weszły polskie wojska do Warszawy prawobrzeżnej (tego samego dnia) spytała: Czy mogę teraz do ciebie mówić »Geniu«? Ona wszystko rozumiała i nie wygadała się przed nikim: tak ją wychowała Matka. Nie sprawdziło się powiedzenie popularne w czasie okupacji hitlerowskiej »dziecko w domu, gestapo w domu«...”.
Eugenia Sigalin doczekała przy ulicy Nobla wyzwolenia. Wśród osób mieszkających okresowo pod tym adresem wymieniła poza Stanisławem Laskowskim, o którym nie wiedziała, że jest Żydem, chłopca „o semickich rysach”: „[…] był rówieśnikiem Joasi Senior; chory na serce miał zawsze sine usta, dzieci śmiały się z niego, mówiły, że je czarne jagody. Teraz wiem, że był to Rysio Blum, syn przyjaciela Seniorów”.
Uhonorowanie Józefy Senior tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata
Józefa „Żozetka” nie była związana z żadną organizacją podziemną. Ratowała z własnej inicjatywy. Zmarła 10 stycznia 1981 roku.
„Mieszkam w Izraelu, przyjechałem do Polski do córki Józefy Senior (Joanny Tybory). Spotkałem Eugenię Sigalin, oboje zawdzięczamy jej nie tylko własne życie. Dlatego wspólnie występujemy w tej sprawie”, zapisał w oświadczeniu dla Yad Vashem Mosze Antopolski. „Muszę jeszcze powiedzieć, dlaczego tak późno chcemy oddać sprawiedliwość tej niezwykłej kobiecie. I Eugenia Sigalin i ja jesteśmy w wieku, kiedy bilans życiowy wymaga oddania dobra za dobro. To sprawa sumienia”.
26 grudnia 1988 r. Instytut Yad Vashem uhonorował Józefę Senior tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.