Ostrowski Janusz

powiększ mapę

Audio

3 audio

Historia Janusza Ostrowskiego

Janusz Ostrowski urodził się w 1926 r. w Warszawie, jako najmłodsze z trojga dzieci Władysławy i Aleksandra Ostrowskich. Jego matka pracowała przed wojną jako nauczycielka, ojciec zaś był inżynierem budowlanym. Rodzice mieli poglądy socjalistyczne, a Aleksander był członkiem PPS. Ostrowscy prowadzili dom otwarty, przyjaźnili się także z żydowskimi rodzinami. W takiej atmosferze poszanowania dla kulturowych odmienności wzrastały ich dzieci.

Po wybuchu II wojny światowej Ostrowscy wraz z dziećmi wyjechali do Łodzi, a stamtąd przesiedlono ich w okolice Zamościa. Po jakimś czasie udało im się wrócić do Warszawy, gdzie przebywali do końca powstania warszawskiego. „Ja jako mały bohater podczołgiwałem się pod samochody niemieckie. […] miałem wiertło i robiłem dziury w oponach […] Tylko trzeba było nie za duże, bo wtedy syczało bardzo głośno” – wspominał Janusz Ostrowski. W 1942 r. dostał się na służbę do polskiej Warszawskiej Straży Pożarnej. Początkowo, z racji młodego wieku, pracował jako pomoc kuchenna, z czasem awansował i zaczął pracować jako strażak, podobnie jak jego starszy brat Olek.

Gdy w kwietniu 1943 r. w warszawskim getcie wybuchło powstanie, polscy strażacy otrzymali nakaz, by gasić płonące tam kamienice. „Co drugą dobę przez 24 godziny gasiłem pożary w getcie. Jak wytłumaczyć, że strażacy gasili to, co Niemcy podpalali? Głównym zadaniem straży pożarnej było ograniczanie pożaru” – relacjonował Janusz Ostrowski.

W trakcie swojej służby pomagał ukrywającym się w getcie Żydom. O jednej z pierwszych takich akcji wspominał: „Wchodzimy z Andrzejem Judyckim do innego pokoju, a tam za drzwiami coś wystaje i rusza się. Wyjmujemy toporki, tak na wszelki wypadek. Odchylamy drzwi, a za nimi przykucnięci ludzie. Podnoszą ręce do góry, mimo że my nic nie mówimy. I zadajemy głupie pytanie: »Co wy tu robicie?«. A oni: »Nic, tak siedzimy«. A po chwili, widząc, że jesteśmy strażakami: »Chowamy się przed Niemcami«. Na to Andrzej pociesza idiotycznie: »Nie bójcie się. Tu szkopy nie wejdą, bo my tu gasimy, ale na ulicy paru ich jest i to w hełmach i ze spluwami«. A oni: »Panowie strażacy, macie co do zjedzenia? Od trzech dni tu siedzimy, boimy się wyjść i nic nie jedliśmy«”. Ostrowski przyniósł im żywność, a także poradził jak mają opuścić kamienicę, by Niemcy ich nie złapali. Wskazał im też, w którym miejscu mogą getto opuścić i przedostać się na tzw. aryjską stronę. Podobnych przypadków pomocy było więcej.

Janusz Ostrowski uczestniczył także w uratowaniu kilku dziewcząt żydowskich, które przebywały na czwartym piętrze płonącej w getcie kamienicy. „Pochylnie schodów były zwalone lub zasypane gruzem nie do przebycia, klatki schodowe zasnute gęstym dymem i gorącem. Niemożliwe było ani wejście do kamienicy, ani wyjście. I raptem z okna na ostatnim piętrze słychać tłumiony krzyk: »Ratunku, palimy się!«. Kłęby dymu uniemożliwiają zobaczenie, kto tam jest. Głosy są kobiece i przerażają rozpaczą. […] Za chwilę strumień wody sięga czwartego piętra i rozwiewa trochę dym. O ugaszeniu nie ma mowy, choćbyśmy chcieli wbrew Niemcom. Chwilami pojawiają się w oknach głowy dziewczyn. Gapimy się przerażeni, cała sekcja ośmiu strażaków, tylko Tadek oblewa okna” – wspominał po wojnie Janusz.

„Sierżant powiedział: »Strażak nie może pozwolić na spalenie się ludzi«”. Zastęp nie dysponował na tyle długą drabiną, by dostać się do dziewcząt, więc trzeba było posłużyć się hakówką, czyli drabiną zakończoną hakiem, którą zaczepia się na otworze okiennym i po niej wchodzi na kolejne piętra. „Zahaczyć wejść, zahaczyć wejść” – wspominał Ostrowski. A potem trzeba było zjechać po linie. „Żeśmy weszli, we trzy osoby. Ja pierwszy raz wtedy zjeżdżałem na linie, na zewnątrz i to z dziewczyną przywiązaną. A ta jeszcze przerażona. Mówię: »Nie duś mnie«, bo obejmuje mnie. »Już jesteś przywiązana, nie spadniesz«. No i zwiozłem tę dziewczynę” – relacjonował przebieg akcji Janusz.

Strażacy po kolei wchodzili po drabinie i z płonącego pokoju zabierali kobiety. Uratowane dostały jedzenie, mapę kanałów i latarkę. Strażacy wytłumaczyli, jak wydostać się na Marymont i gdzie mogą tam szukać schronienia. Najmłodszą z tych kobiet, Zuzę, jeden ze strażaków wywiózł ukrytą w wozie strażackim i zabrał do rodziny do Mińska Mazowieckiego. Pozostałym udało się wydostać poza teren getta i znaleźć schronienie w jednym z klasztorów. Z czasem dołączyły one do organizacji partyzanckiej.

Janusz Ostrowski pomógł także Żydówce o imieniu Krysia, która przez półtora roku ukrywała się w zamkniętym mieszkaniu na Starym Mieście w Warszawie. Dziewczyna nie mogła opuszczać mieszkania, musiała także bardzo cicho się w nim zachowywać. Nie miała przy tym wieści o swoich najbliższych, szczególnie o matce. Od zbyt długiego przebywania w samotności dziewczyna zaczęła mieć ataki nerwowe, co mogło skończyć się dla niej tragicznie. Ostrowski z kolegą i koleżanką przyjechali wozem strażackim pod kamienicę, w której mieszkała. Koleżanka porozmawiała z Krysią, obiecano jej także spotkanie z matką. Po kilku dniach faktycznie do niego doszło. Zabiegi te ukoiły nieco zszargane nerwy dziewczyny i pozwoliły na dalsze jej ukrywanie.

Jedno z pierwszych wyjść Krysi z kryjówki mogło jednak zakończyć się tragicznie. Umundurowani chłopcy – Andrzej Judycki i Olek Ostrowski – zabrali ją wieczorem na ul. Miodową pozorując wcześniej alarm pożarowy w okolicy. Sądząc, że nikt ich nie zaczepi, spacerowali. Wtem zatrzymał ich niemiecki patrol. Szczęśliwie wszyscy zachowali zimną krew i udali, że Krystyna to prostytutka. Jeden z Niemców poświecił latarką na jej twarz, pogratulował chłopcom wyboru i puścił wolno.

Janusz Ostrowski przemycał także broń do getta. Działał w podziemiu konspiracyjnym, gdzie miał pseudonim Cyprian. Walczył również w powstaniu warszawskim, ale wziął udział tylko w jednej akcji na Żoliborzu, szybko został ranny. Wśród pamiątek przechowuje swoją powstańczą opaskę.

Po zakończeniu wojny dostał się na studia na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1954–1969 był kierownikiem Zakładu Fotoelektrycznych Zjawisk w Półprzewodnikach w Instytucie Fizyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 1970–1993 pracował na stanowisku profesora w USA. Zajmował się fizyką ciała stałego i elektroniką medyczną. Wrócił do Polski w 1993 r. Po wojnie nie utrzymywał kontaktu z Żydami, którym pomagał w trakcie okupacji.

Historie pomocy w okolicy