Z powojennej relacji Sabiny Leszczyńskiej:
„Po północy mąż wyszedł, pojechał na targ. Godzinę później moja matka obudziła mnie, mówiąc, że coś płacze. Powiedziałam, że to pewnie koty miauczą. Przyszła jednak znów za chwilę, twierdząc, że dziecko płacze na dworze. Mieszkając na wsi, bez światła elektrycznego, bałyśmy się wyjść na pole. Zrobiłyśmy to jednak, świecąc lampą naftową. Na ziemi przed drzwiami leżało dziecko. Po ogrzaniu i nakarmieniu chłopca znalazłam pod sukienką kartkę o następującej treści: »Kochani Chrześcijanie, dziecko jest polskie, ma 7 miesięcy, łyżką pije mleko, matkę ma zabraną do Niemiec, ochrzcijcie i chowajcie«”.
Burmistrz wsi Rożki kazał lekarzowi wydać werdykt o narodowości dziecka. Lekarz orzekł, że polskie.
„Wzięłam dziecko, pojechałam do kościoła, przyszła córka burmistrza i doktor, dziecko zostało ochrzczone. Burmistrz po chrzcie urządził przyjęcie u siebie w domu. Wziął dziecko na ręce, powiedział: »Co było to było, Żyda ochrzciliśmy, niech żyje, będzie jeszcze porządnym człowiekiem«”.
Był rok 1942. Rodzice ochrzczonego Zygmusia, Ryfka i Mendel Wajc oraz ich czteroletni syn Jankiel ukrywali się w okolicznych lasach. Mendel, krawiec, obszywał partyzantów. Gdy narodziło się dziecko, kazali mu się wynosić. Płacz dziecka tworzył dodatkowe zagrożenie. Postanowili podrzucić chłopca bezdzietnym Leszczyńskim.
Mendel, który po wojnie został w Maciejowie, zginął prawdopodobnie w 1946 r. zastrzelony przez Polaków. Ryfka wyemigrowała do Izraela. Doczekała przyjazdu Jankiela, nie przestała szukać młodszego syna.
Szukała go także Sabina Leszczyńska, która straciła Zygmunta z oczu, gdy po umieszczeniu przez organizacje żydowskie w łódzkim domu dziecka, został adoptowany przez małżenstwo z Warszawy. Nie chcieli kontaktów z przeszłością. Obie kobiety odnalazły go w 1989 r.
Sabina Leszczyńska aż do śmierci utrzymywała z Zygmuntem kontakt.