Niemiecka wczasowiczka Adela Grünfeld z synem Leonem w rzeczywistości była polską Żydówką na fałszywych papierach, uciekinierką z getta w Sosnowcu. Rzekome wakacje w beskidzkim Bujakowie nie mogły trwać wiecznie, starała się o kolejne schronienie dla siebie i syna. Bolesław Blachura, przedwojenny kolega, partyzant ukrywający się w tej samej wsi, w domu Porębskich i Wawaków przez przypadek wypatrzył ją na ulicy i załatwił kryjówkę.
Ignacy Wawak zbudował pod stodołą murowany bunkier. Początkowo na cztery osoby, potem schron został rozbudowany dla kolejnych ukrywanych. Przebywali w nim Żydzi, więźniowie wyciągnięci z obozów koncentracyjnych przez Rozalię Jurkowską, siostrę Adeli, oraz uciekinierzy różnych narodowości z niemieckich obozów jenieckich. Od 1943 r. do przyjścia Rosjan przez dom w Bujakowie przewinęło się ok. 30 osób. Większość walczyła w oddziałach partyzanckich Armii Ludowej.
Przebywali w stodole lub na strychu domu. Jedynie kilkuletni Leon był w domu Wawaków i Porębskich jawnie, jako syn Niemki. Nauczony przez matkę, na pytania żandarmów odpowiadał po niemiecku: „Ojciec jest na froncie, bije Ruskich!”.
Pytany o zagrożenie denuncjacją Władysław Porębski, wówczas kilkunastoletni chłopiec, odpowiada:
„Ze strony Niemców, Polaków nie. Ten był w Oświęcimiu, ten był na robotach, ten wywieziony do Niemiec, ten był w partyzantce, ten w 1939 wyszedł z domu i do tej pory nie wrócił… To ludzi jednoczyło”.
Po wojnie wszyscy ukrywani Żydzi, oprócz Adeli i Leona Grünfeldów, wyjechali z Polski. Władysław Porębski przeprowadził się do Bielska-Białej, 24 lata pracował w branży budowlanej. Ma dwoje dzieci.
Jest ostatnim żyjącym z rodziny, która ukrywała Żydów w beskidzkim Bujakowie.
Artykuł pochodzi z albumu: Polacy ratujący Żydów w czasie Zagłady. Przywracanie pamięci, Łódź 2009