Janusz Durko, syn socjalisty, wychował się w środowisku lewicowych działaczy. Od dziecka przysłuchiwał się politycznym dyskusjom dorosłych. Sprawiły one, że nigdy nie mieściło mu się w głowie wykluczanie ludzi ze względu na narodowość.
Studiował historię na Uniwersytecie Warszawskim w okresie, który, jak mówił, okrył uczelnię wstydem. Widział getto ławkowe, którego pilnowała oenerowska młodzież za pomocą kijów zakończonych żyletkami. Na znak solidarności z prześladowanymi siadał w ławkach wyznaczonych dla Żydów. Razem z Żydami uciekał przed endeckimi bojówkami.
Gdy wybuchła wojna, pracował z ojcem w Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym na Żoliborzu w Warszawie. SPB zatrudniało wielu Żydów.
„Nie ukrywali się. Chodzili po ulicy. To jest zdumiewające, bo o tym się nie pisze i nie mówi, że Żoliborz to była taka enklawa, zamknięte środowisko, w którym mało komu przyszło do głowy pójść do getta”.
„W tym środowisku nikt nie poszedł do getta i nikt nie wydał nikogo”
Przeczytaj historię domu rodziny Durko przy ulicy Krechowieckiej 6 na Żoliborzu w wystawie „Dobry adres. Historie ukrywania Żydów w okupowanej Warszawie”
Nie tylko współpracownicy mogli liczyć na solidarność rodziny Durko. Przez kolejne mieszkania Janusza i jego żony Janiny przewinęło się wielu uciekinierów z getta. Janina Durko pomagała im znaleźć pracę. Gdy komuś groziło niebezpieczeństwo sąsiedzkiej denuncjacji, Durkowie wyszukiwali kolejne schronienia: inne mieszkanie, siedzibę SPB, przysposobiony garaż na Senatorskiej.
Większość ich podopiecznych przeżyła. Śmierć tych, którzy nie przetrwali, pan Durko wspominał jak śmierć bliskich.
Janusz Durko był w latach 1951-2003 dyrektorem Muzeum Historycznego m. st. Warszawy. Otrzymał ponad trzydzieści polskich i zagranicznych odznaczeń za zasługi dla kultury.
Artykuł pochodzi z 3 edycji albumu: Polacy ratujący Żydów w czasie Zagłady. Przywracanie pamięci, Łódź 2009