Stanisław i Katarzyna Gwizdakowie w czasie II wojny światowej mieszkali w Łańcucie, gdzie Stanisław prowadził piekarnię. Mieli siedmioro dzieci, z których dwie córki wywiezione zostały na roboty do Niemiec i Austrii. Uratowali sześciu Żydów.
W lipcu 1942 roku Gwizdakowie udzielili schronienia dwóm uciekinierom z transportu kolejowego: Szmulowi Zakowi i Naftalemu Berlinerowi. Pierwszy schowek urządzili w domu pod schodami. Szmul, nazywany w rodzinie Gwizdaków Szymkiem, był znajomym Stanisława sprzed wojny – pochodził z Kalisza, był szczotkarzem. Przed przybyciem do Gwizdaków przebywał prawdopodobnie w getcie rzeszowskim.
Zimą 1942/43 roku i wczesną wiosną 1943 syn Stanisława i Katarzyny, Tadeusz, przyprowadził z getta w Rzeszowie kolejne dwie osoby: Stanisława Lordenbauma i Juliusza Goldfarba.
Do piekarni Gwizdaków często wstępowali Niemcy z mieszczącej się w pobliżu komendy gestapo. Ukrywanie się pod schodami było zbyt ryzkowne. Wykopano więc ziemiankę z wejściem obok pieca piekarskiego, które było zamaskowane drewnem i okruchami. Czwórka mężczyzn wychodziła z niej wyłącznie w nocy.
W listopadzie 1943 roku Gwizdakowie otrzymali nakaz przeprowadzenia się. Z pl. Sobieskiego przenieśli się do kamienicy przy Rynku, w której mieścił się sklep żelazny. Tutaj również wykopano ziemiankę. Wejście do schowka znajdowało się obok kuchni, wentylację zaś wypuszczono do kanalizacji. Nowe miejsce zamieszkania okazało się bardzo niebezpieczne. Ukrywający się nie mieli możliwości wychodzenia na zewnątrz.
Dwaj kolejni mężczyźni - Jecheskiel Klajnmint i Eliasz Fisz - przybyli zimą 1943/44. W Łańcucie znaleźli się nie znając nazwiska rodziny Gwizdaków - wiedzieli jedynie, że właściciel piekarni z tego miasta udzielił pomocy innym Żydom.
Gwizdakowie wielokrotnie przeżyli niemieckie rewizje. Tłumaczyli się z dużych ilości jedzenia gotowanych przez Katarzynę, a śmieci pod ich domem kontrolowali szpicle - szukając dowodów na zamieszkiwanie większej ilości osób w domu.
Z powodu żywienia sześciu dodatkowych osób, w piekarni zabrakło mąki do rozliczenia kartek na chleb. Niemcy wezwali Stanisława na przesłuchanie, po którym ukrył się u rodziny Katarzyny pod Łańcutem. Przebywał tam od późnej wiosny 1944 roku do końca wojny. Rodzina straciła źródło utrzymania, pojawiły się problemy z jedzeniem. Gwizdakom pomagała rodzina Katarzyny z Lipnika i Chodakówki, a także rodzina Stanisława, od których otrzymywali żywność.
Stanisław po kryjomu odwiedzał rodzinę w Łańcucie. Podczas jednej z jego wizyt do domu wpadli Niemcy z psem. Schował się pod łóżko a z nim sześcioletni syn Kazimierz. Pies wyczuł jedynie dziecko, ojca nie znaleziono.
Również Tadeusz był przesłuchiwany przez gestapo, bity i torturowany. Uratował go granatowy policjant, który w momencie nieobecności Niemca otworzył mu tylne drzwi komendy i pozwolił uciec.
Pod koniec wojny, po drugiej lub trzeciej rewizji zjawił się Niemiec z nakazem wywiezienia całej rodziny do obozu, prawdopodobnie do Auschwitz. Pani Katarzyna przekupiła go posiadanymi oszczędnościami, zostali skreśleni z listy przeznaczonych do wywózki.
Po wojnie szóstka ratowanych wyjechała na Zachód: do USA, Argentyny i Izraela. Początkowo kontakt z rodziną Gwizdaków utrzymywał wyłącznie Stanisław Lordenbaum, który wyjechał do Argentyny. W latach sześćdziesiątych, nawiązał kontakt z rodziną Juliusz Goldfarb, mieszkający po wojnie w USA, a następnie Jecheskiel Klajnmint mieszkający w Izraelu. Na temat trzech pozostałych osób rodzina Gwizdaków nie ma szczegółowych informacji; wiadomo jednak, że żyją, założyli rodziny i mają dzieci.
28 stycznia 1980 r. Instytut Yad Vashem na wniosek Jecheskiela Klajnminta nadał Katarzynie, Stanisławowi i Tadeuszowi Gwizdakom tytuł „Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”.