Gdy synowie Icka Berkowicza poprosili Tomasza Kostrzewę o schronienie, ich ojciec – przedwojenny znajomy Kostrzewów – już nie żył. Wojnę przeżyją tylko Szmul i Moniek, reszta rodziny Berkowiczów z Jeżowa koło Skierniewic zginie.
Bracia Berkowiczowie spędzili w domu Kostrzewów dwa lata, ukrywani na przemian w stodole, piwnicy, na stryszku obory i na strychu domu. Moniek nocą zdobywał jedzenie, czasem wychodził też za dnia z Janem, synem Tomasza Kostrzewy. Raz chłopcy poszli się kąpać na torfowisko, innym razem wykradać miód pszczołom.
Pierwszy do Kostrzewów przyszedł Moniek, przyprowadził starszego brata Szmula. Potem dołączyła ich siostra. Kostrzewa ukrył ją w piwnicy na ziemniaki. Niebawem Moniek znalazł jej kryjówkę w wiosce opodal, ale gospodyni prędko ją wygoniła.
Opowiada Jan Kostrzewa:
„Szła drogą. Jeden taki podjechał rowerem, złapał ją. Bo takim był przeciwnikiem Żydów. Trzymał ją i drugi. Zaprowadzili ją do żandarmów. Bili po drodze. Nie wydała, gdzie się ukrywała i gdzie bracia. Nic nie wydała. I ją wyprowadzili za miasto, tam kolejka wąskotorowa, wykopy, żwirownie. Tam ją zastrzelili”.
Na krótki czas Berkowiczowie dołączyli do Żydów ukrywających się w pobliskim lesie. Tomasz Kostrzewa pomagał im urządzić tam kuchnię. Miejscowi wytropili kryjówkę, zniszczyli ją, uciekinierów z getta pobili. Moniek i Szmul wrócili do Kostrzewy. Innym razem Mońka złapał „Kulawiak”, lokalny zawadiaka. Prowadził go do żandarmów. Chłopakowi udało się wyrwać, „Kulawiak” ruszył za nim. Chłopi kazali „Kulawiakowi” odpuścić. Po wojnie „Kulawiak” mówił, że tylko żartował.
W 1945 r. bracia Berkowiczowie wyjechali do Łodzi, potem do Izraela. Jan Kostrzewa odwiedził Mońka w Tel Avivie.