Rodziny Kowalików i Przybyłków mieszkały w powiecie bocheńskim (dystrykt krakowski) we wsiach Rajbrot i Borownia. Władysława Paprota z d. Kowalik po wybuchu wojny przeprowadziła się do domu swojej siostry Walerii w Borowni, by pomagać jej i szwagrowi w gospodarstwie. Tam też rozpoczęła się historia udzielania pomocy Żydom przez ich rodzinę. Jako pierwsi skorzystali z niej Julian i jego siostra Ama Heśla oraz jej synek Ignacy. Następnie zaś bracia z rodziny Nutów.
W trakcie okupacji, od 1943 r. Bronisław i Waleria Przybyłkowie ukrywali, w specjalnie do tego przygotowanym bunkrze w piwnicy swojego domu, przynajmniej siedmioro Żydów, uciekinierów z getta w Bochni i obozu Płaszów. Część z tych osób zdołała zbiec z dzielnicy żydowskiej w Bochni dzięki pomocy Bronisława Przybyłko.
Gdy liczba ukrywanych zaczęła rosnąć, przez wzgląd na bezpieczeństwo ich oraz ukrywających, zdecydowano, że część grupy przeniesie się do domu matki Walerii – Anny Kowalik. „Dom nasz zaczął budzić z czasem podejrzenie. Na wielką prośbę pani Sabiny – ciotki Weinfelda, jak i pozostałej rodziny, przeprowadziłam ich do domu moich rodziców w Rajbrocie, gdzie czuli się bardziej bezpiecznie. Dom moich rodziców był na skraju wsi, na wzgórzu wśród lasów. Głównie w opiekę wziął ich mój starszy brat Władysław Kowalik i mama Anna Kowalik” – wspominała Władysława.
W domu Kowalików ukrywali się: Jenta Wulf i jej 6-letni syn Dawid, brat Jenty – Aleksander Weinfeld, oraz ich ciotka Sabina Holländer. Tam także przygotowano dla nich bunkier pod podłogą. Ukrywani spędzali w nim całe dnie, jedynie czasem, wieczorami opuszczali kryjówkę.
Władysława wspominała też o podziale zadań pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny: „rola moja polegała na wymianie korespondencji z innymi ukrywającymi się w różnych miejscach Żydami. Przenosiłam tajemne listy do odległych wiosek i bunkrów zbudowanych w pobliskich lasach. Przez kilka lat byłam ich opiekunką na co dzień. Dbałam o jaką taką higienę w bunkrze. [...] Głównie o wyżywienie troszczyli się mój szwagier, a później moja mama”. Do młodszych członków rodziny należało także ostrzeganie o zbliżającym się zagrożeniu, np. niemieckiej obławie.
Z relacji wynika, że w domu Kowalików przynajmniej dwa razy przeprowadzono rewizje, ale nie były one na tyle dokładne, by bunkier z ukrywającymi się Żydami został zdekonspirowany. W okresie szczególnego zagrożenia oraz bardzo złej kondycji finansowej rodziny Kowalików, tj. w sierpniu 1944 r., spisano umowę, z której wynikało, że Żydzi pozostaną w bezpiecznym schronieniu do końca wojny, zaś w późniejszym okresie wesprą ratujących finansowo. Z dokumentacji wynika, że Kowalikowie zapewnili schronienie ukrywającym się, ale nie otrzymali gratyfikacji materialnej po wojnie.
Wszyscy ukrywani przez Przybyłków i Kowalików Żydzi przeżyli okupację. Po wojnie Aleksander Weinfeld wyemigrował do Izraela, później zaś przebywał w Szwecji. Pozostali wyjechali do Szwecji. Utrzymywali kontakt z ratującymi.