Dom, stary i niepozorny, stał w Ostrówku niedaleko Łochowa na Mazowszu.
„Tu szła kolej do Treblinki, tu szosa, tu baraki z jeńcami radzieckimi, a tu była fabryka – opisuje pani Czesława. –My mieszkaliśmy pośrodku. Mamusia zasłaniała okna, żebyśmy nie widzieli, jak więźniowie zjadali siebie i jak Żydów, którzy uciekli z pociągu, rozstrzeliwano. Brat co złapał w domu, głodnym podrzucał, nerwicy od tego wszystkiego dostał“.
Miała 10-11 lat, brat Zdzisław był o dwa lata starszy. „Popatrz – doniósł jej – mama nosi piasek“. Wyśledził, że po kryjomu piwnicę się w domu kopie.
Najpierw przyszła Cyla Knobel z sześcioletnim synkiem Bolkiem. Zaraz potem siostra Cyli – Rózia, a później Mietek – mąż Cyli. Wydzielili kawałek pokoju, zbudowali ściankę. Do schowka wchodziło się drzwiczkami zasłoniętymi szafą z pokoju babci. Babcia była chora na raka, leżała w łóżku. Jak raz weszli Niemcy, wstała i krwotoku dostała, uciekli.
„Oni się strasznie męczyli – mówi o Knoblach Czesława – na powietrze nie wychodzili. A do nas wciąż Niemcy wpadali, bo rodzice handlowali mięsem. I sąsiad jeden gadał: ››Żydów mają, Żydów‹‹. To mamusia, ona była nadzwyczajna, przyjęcie wydała“.
Żydzi poszli na strych i Niemców sprosiła. Popili, byli bardzo zadowoleni i wpadali potem, a to gęś tłustą kupić, a to mleko.
„Tatuś potem opowiadał: ››Wiesz, ja nie wiedziałem, że damy radę ich przetrzymać.‹‹”
„Piszą – mówi Czesława – dzwonią, zapraszają do siebie. Teraz to już tylko Bolek został“.