Łukaszewscy mieszkali z Nisenkornami po sąsiedzku. W Bezku-Kolonii było około dziesięciu rodzin żydowskich. Poza Nisenkornami nikt nie przeżył Zagłady. Oni także stracili jedno ze swoich dzieci.
Po wybuchu wojny radziecko-niemieckiej w 1941 r. Jan Łukaszewski musiał pracować jako furman dla niemieckiego zaopatrzenia. Dotarł prawie pod Moskwę, woził na front jedzenie i amunicję, a w drodze powrotnej – zwłoki. Do domu wrócił w 1942 r. Rozpoczęły się już wywózki Żydów do obozu w Sobiborze. Mówiono, że do pracy, ale z czasem wiedziano już, co oznacza „ostateczne rozwiązanie”.
Chana i Jakub Nisenkorn dwoje dzieci oddali Polakom na przechowanie. Najmłodsza córka Rojsele zmarła, Cila przeżyła. Z dwójką pozostałych dzieci, Leą i Cwi, ukryli się w leśnej ziemiance [później znaleźli schronienie u Marianny i Władysława Szajnerów – przyp. red.]. Pod osłoną ciemności Jan Łukaszewski codziennie zaopatrywał ich w jedzenie, czasem ubrania.
„Zanosiłem im tam żywność; chleb, masło, śmietanę, twaróg, sery różne, nieraz matka ciasta upiekła, w bańce im tam wodę donosiłem też, żeśmy się umawiali” - mówi.
Przynosił też informacje. Znajoma Niemka pozwalała Łukaszewskiemu słuchać u siebie zakazanego Polakom radia. Ten przekazywał wieści o świecie i wojennych frontach Nisenkornom. O tym, że Łukaszewscy pomagają Żydom, nie wiedzieli nawet członkowie rodziny.
„Nikt nie mógł wiedzieć. Nawet moi bracia młodsi nie wiedzieli o tym, tylko ja. Bałem się [o braci]. Za młode byli, żeby ich angażować w takie sprawy. Także ja, ojciec i matka, my w trójkę tylko”.
Po wkroczeniu wojsk radzieckich Jan Łukaszewski, by uniknąć losu innych akowców, zgłosił się na ochotnika do wojska. Po powrocie ożenił się z Zofią, koleżanką z Bezka- Kolonii. Od 1948 r. mieszkają w Łodzi.
Rodzina Nisenkornów wyemigrowała do Izraela.