„Mróz, zima i nagle przychodzi sąsiadka do mamy i mówi: »Kumo, kumo, tam gdzieś (…) jakieś dziecko siedzi. Chyba żydowskie«....”, tak zaczyna swoją opowieść Leontyna Leśniewicz z Koczer pod Drohiczynem.
Tym żydowskim dzieckiem znalezionym nieopodal była kilkuletnia Sara. Nikt nie wiedział, skąd się wzięła, ani kim byli jej rodzice. Ona sama opowiadała tylko, że ludzie, którzy wcześniej się nią opiekowali, kazali jej iść do lasu, bo tam spotka mamę. Poszła.
„Mamą”, którą spotkała dziewczynka, była Bronisława Miłkowska, sama mająca ośmioro dzieci. Kobieta przygarnęła zziębniętą dziewczynkę i opiekowała się nią do końca wojny. Obecność w domu gromadki dzieci i zbliżony wiek Leontyny i Sary, nazywanej teraz Zosią, pomagały w zwodzeniu zbyt ciekawskich sąsiadów. Kryjówki w domu pozwoliły uchować dziewczynkę przed Niemcami.
Po wojnie, mimo nalegań organizacji żydowskich, Bronisława nie chciała oddać dziewczynki. Gdy w końcu Zosia została Miłkowskim odebrana siłą, w jej listach Bronisława i Adolf nadal pozostali tatą i mamą. Kontakt z Miłkowskimi Sara-Zosia utrzymała do końca życia.