Wiosną 1942 Niemcy zaczęli eksterminację ludności żydowskiej w miasteczku Bełżyce koło Lublina, nielicznym udało się zbiec i ukryć.
Szlomo Goldinger był w wyjątkowo trudnej sytuacji – jego żona, Masza, właśnie urodziła dziewczynkę. Ukrywali się wraz z dziadkami i szwagrem w jamie pod oborą u pewnych gospodarzy [u Stanisława i Marianny Ostrowskich – przyp. red.], lecz szanse niemowlęcia na przeżycie w tych warunkach były nikłe. Traf chciał, że szwagier, Szmuel Fersztman, znany we wsi jako „Berek- piekarz”, znał rodzinę, która dostała dom Goldingerów z przydziału władz okupacyjnych. Byli to Stanisław i Helena Wiślińscy.
Fersztaman wiedział, że Wiślińscy są uczciwymi ludźmi, dlatego poprosił ich o przyjęcie do domu córki Goldingerów. Stanisław i Helena nie odmówili, ani nie chcieli żadnej zapłaty. Sami mieli sześcioro dzieci– najstarsza córka, Zofia miała 12 lat, a najmłodsze dziecko niecały rok. Wiślińscy opiekowali się małą Rywką Goldinger, nazywaną w domu Jagódką, jak własnym dzieckiem aż do lata 1944 roku, kiedy do miasteczka wkroczyli żołnierze radzieccy.
W trakcie okupacji hitlerowskiej do pracy w gospodarstwie Wiślińskich zgłosiła się młoda Żydówka, Pola Gruber, przedstawiając się jako Zofia Wójcik. Polska rodzina nie pytała o jej pochodzenie, lecz udzieliła jej schronienia.
Po wojnie Szmuel Fersztman chciał ofiarować państwu Wiślińskim w podzięce swój dom w Lublinie, lecz oni nie przyjęli tego daru.