Rozalia Zegarlińska w okresie międzywojennym przez kilka lat pracowała jako gospodyni domowa u żydowskiej rodziny Stramerów w Krakowie. Po wybuchu II wojny światowej Stramerowie opuścili miasto i wraz z innymi uciekinierami wyjechali na wschód. Stramer przedostał się przez zieloną granicę do ZSRR, zaś jego żona z córką Danutą pozostały u jego rodziców w Tarnowie. „Żyliśmy niemal w nędzy, dziadkowie byli starzy, matka nie miała żadnego zawodu, próbowała udzielać lekcji” – wspominała po wojnie Danuta.
Rozalia, po wyjeździe swoich gospodarzy, będąc wówczas wdową, pozostała w Krakowie i zajmowała się drobnym handlem. Utrzymywała stały kontakt z panią Stramer i jej córką i od czasu do czasu przywoziła im do Tarnowa żywność.
W połowie 1942 r. Niemcy utworzyli w Tarnowie getto. Stramerowa z córką i teściami zamieszkali na jego terenie. Kiedy jednak po kliku miesiącach rozeszły się pogłoski, że dzielnica ma zostać zlikwidowana, pani Stramer poprosiła Rozalię o pomoc.
Zegarlińska przyjechała do Tarnowa i zabrała dziewczynkę do swojego domu w Krakowie. Danuta wspominała po wojnie: „Naszemu wyjściu z getta towarzyszyły okrzyki po stronie aryjskiej «z getta wyprowadzają dziecko!», ale udało nam się dostać na dworzec i dojechać do Krakowa”. Zegarlińska kilkakrotnie próbowała wyprowadzić matkę Danuty z getta i także ją zabrać do Krakowa. Podczas jednej z takich prób, kiedy dotarły już niemal do dworca kolejowego, Niemcy urządzili obławę. Kobieta z obawy o swoje życie wróciła do getta. Stramerowa nie dała się namówić na kolejną próbę ucieczki. Ani ona, ani jej teściowie nie przeżyli wojny.
Danuta przebywała u Zegarlińskiej od września 1943 r. do stycznia 1945 r. Ze względów bezpieczeństwa ukrywały się także u rodziny i przyjaciół Rozalii. Danuta wspominała później: „Zachowanie tych ludzi wobec mnie i mojej opiekunki było oczywiście zróżnicowane: część z nich po początkowych czułościach w obliczu zagrożenia pozbywała się nas szybko, ale byli i tacy, którzy konsekwentnie przez cały czas okazywali nam życzliwość i pomoc”. Prócz Rozalii najbardziej pomocna była jej siostra Stefania Przebinda oraz siostrzenica Stefania Pępkowska. Kobiety wielokrotnie musiały zmieniać miejsce pobytu. Początkowo przebywały u krewnych na Krowodrzy, gdzie Danuta została przedstawiona jako wnuczka Zegarlińskiej. Sąsiedzi jednak szybko zorientowali się jakie jest jej prawdziwe pochodzenie. Zaczęli na ten temat plotkować, więc ze względów bezpieczeństwa Rozalia i Danuta musiały zmienić miejsce ukrywania. Pomimo podejmowanych różnych środków ostrożności, często dochodziło do dekonspiracji. W kolejnych miejscach dziewczynka przebywała już w zamknięciu. „Moja opiekunka przez cały dzień musiała być poza domem, ciężko pracując na nasze utrzymanie. Kupowała poza Krakowem, na wsi, różne produkty i dowoziła je do Krakowa do sklepów” – relacjonowała po wojnie. Kiedy nie miały się gdzie podziać, Rozalia wychodziła z nią z domu, udając przed sąsiadami, że zabiera dziecko już na stałe.
Według Danuty, Zegarlińska pomagała także Żydom pracującym w obozie Płaszów. Po powstaniu warszawskim w mieszkaniu Rozalii na Azorach przebywała siostra ojca Danuty, Helena Stroczan wraz z mężem Jarosławem. Uciekinierzy znaleźli tam bezpieczne schronienie, a po kilku tygodniach wyjechali na wieś. Przeżyli wojnę, zaś w 1968 r. wyjechali do RFN.
Po wojnie Danuta i Rozalia przeniosły się do Łodzi i zamieszkały z dalszą rodziną uratowanej. Gdy ojciec Danuty wrócił z ZSRR, Zegarlińska wyprowadziła się, ale po kilku latach ponownie zamieszkała z Danutą. Ta do śmierci opiekowała się Rozalią. Wielokrotnie podkreślała: „Osoba, która ocaliła mnie w czasie wojny, narażając każdego dnia swoje życie i czyniąc to całkiem bezinteresownie – to Rozalia Zegarlińska”, zatem po wojnie starała się odwdzięczyć za okazaną jej pomoc.