„To było 18 marca 1943 r. wieczorem. Mieszkaliśmy w leśniczówce w Wólce Czarnińskiej obok Mińska Mazowieckiego. Ojciec był gajowym. Otoczyli nas. Gestapo i tajniacy”.
„Na stałe ukrywał się u nas Abram Słomka, uczył mnie i brata grać na skrzypcach, oraz Frania Aronson, szesnastoletnia córka rymarza ze Stanisławowa. Tego wieczora była też Teresa Zylberberg i jej mąż Chaskiel Papier. Ukrywali się w stodole na polu, przy lesie”.
Frania, Abram, Teresa i jej mąż natychmiast uciekli. Teresa się cofnęła, po kurtkę. Postrzelili ją. Przewróciła się i wtedy strzelili jej w głowę. Była w ciąży.
„Któryś z żandarmów wybił szybę w oknie i zajrzał. Weszli. Mieli trupie czaszki na czapkach. Jeden z nich wziął mnie za rękę, myślałam, że wyprowadza na rozstrzelanie. Ale on tylko spytał, kto u was był. Żydzi – powiedziałam – przyszli, mówili, że są głodni, mama chciała ich poczęstować. Puścił. Powiedział do mamy: »Ratuj co możesz, bo was spalą«. Wybiegłam na podwórko.
Wyprowadzili ojca, rzucili twarzą do ziemi i bili.
Mama złapała Niutka z łóżeczka. Wyrzuciła go razem z pierzynką, krzyknęła: »pilnuj go« i wpadła do domu coś chwycić. Nie pozwolili. Niemiec wleciał za nią, krzyknął »weg« i karabinem podbił mamie oko.
Mama zawołała: »Uciekaj do Gańków«.
Bała się, że będą strzelać. Obejrzałam się. Dom był już w płomieniach.
Ojca rozstrzelano po kilku dniach”.
„Kobieta ze wsi na nas doniosła”. Po wojnie pojechali do niej. „Jak żeście wyrośli” – zdziwiła się. A kiedy jej powiedzieli, że wiedzą, ona rzekła: „Róbcie, co uważacie”.
„I co mieliśmy jej zrobić? – pyta pani Jadwiga. – Zabić?”.