Wydawca, piłkarz, działacz sportowy, żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski, Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Tadeusz Gebethner wspominany jest przez wiele różnych środowisk, które jednak nie zawsze zdają sobie sprawę z jego szerokiej działalności. Dla kibiców Polonii Warszawa to legendarny pierwszy prezes i kapitan, ale żadna z wydanych w XX wieku publikacji dotyczących jego kariery nie wspomina, że w czasie okupacji niemieckiej pomagał Żydom i został za to pośmiertnie uhonorowany.
„Nigdy nie zapomnimy Tadeusza Gebethnera, tego szlachetnego człowieka, który uratował życie moje i męża. Kto jeszcze okazał tak wiele serca, tak głębokiego człowieczeństwa, tyle dobrej woli i bezinteresowności? Kto bardziej niż on zasługuje na wieczną wdzięczność i drzewko w Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie?”, pytała wiele lat po wojnie Ludwika Abrahamer, która ocalała podczas Zagłady z pomocą Gebethnera.
Wydawnictwo Gebethner & Wolf, Klub Sportowy Polonia Warszawa. Młodość Tadeusza Gebethnera
Urodził się 18 listopada 1897 r. przy ul. Trębackiej 4 w Warszawie, w słynnej rodzinie Gebethnerów. Jego ojciec, Jan Robert, był współwłaścicielem założonego w 1857 r. wydawnictwa Gebethner & Wolff. Matka Maria z domu Herse, współwłaścicielką znanego warszawskiego domu mody Bogusława Hersego przy ul. Marszałkowskiej 150.
Maturę zdał w 1916 r. w męskiej szkole realnej Konopczyńskiego. Grał w piłkarskiej drużynie szkolnej Stella, zorganizowanej w ramach Warszawskiego Koła Sportowego. To ze Stelli wywodzili się zawodnicy pierwszego znanego składu Polonii, która pod wodzą brata Tadeusza, Jana Gebethnera, rozgrywała mecze już w 1911 roku.
Choć wybuch I wojny światowej przerwał zmagania piłkarskie, 8 października 1915 r. w domu Gebethnerów przy ul. Zgoda 12, zawodnicy Polonii Warszawa postanowili oficjalnie zarejestrować pierwszy w Warszawie klub sportowy. Na prezesa wybrano kapitana drużyny, wówczas niespełna osiemnastoletniego Tadka Gebethnera. Po trzech latach sprawowania funkcji przerwał on jednak karierę piłkarską, a także studia w Wyższej Szkole Handlowej, aby wstąpić do 5. Pułku Ułanów Zasławskich.
W 1920 r. w składzie 2. Armii walczył w rejonie Lwowa. Niedługo później, zanim jeszcze na stałe wrócił do Warszawy, wraz z całą drużyną Polonii wyjechał na Górny Śląsk, by na obszarze plebiscytowym propagować polski sport.
Działacz sportowy i wydawca. Losy Tadeusza Gebethnera w XX-leciu międzywojennym
Po zakończeniu działań wojennych Tadeusz Gebethner wrócił na studia i do gry w piłkę. W „czarnej koszuli” rozegrał przynajmniej 137 meczów, zdobywając z Polonią wicemistrzostwo Polski w 1921 r. oraz trzecie miejsce w mistrzostwach dwa lata później. Skład drużyny był wówczas odbiciem przekroju społecznego stolicy – grali w niej piłkarze różnych wyznań i narodowości: katolicy, protestanci, Żydzi, Rosjanie czy Czesi.
Karierę sportową Gebethner zakończył w 1925 r., mając 28 lat. Podjął wówczas pracę w rodzinnym wydawnictwie – jako członek zarządu szefował działowi hurtu. W latach 1929–1934 zasiadał w Zarządzie Głównym Związku Księgarzy Polskich. Będąc już znanym wydawcą, nadal związany był jednak z Polonią i grywał w niej jako „oldboy”. Prywatnie obracał się już wcześniej w kręgach nie tylko sportowych i wydawniczych, ale i artystycznych. Wśród jego znajomych byli m.in. Władysław Reymont, sąsiad z kamienicy Gebethnerów, dla którego Tadeusz sprowadzał wino z Francji, Zofia Nałkowska, Juliusz Żuławski, Kornel Makuszyński, Mira Zimińska-Sygietyńska czy Jan Lechoń, rówieśnik z klasy u Konopczyńskiego.
„Pracując nad swoją pierwszą powieścią w 1934 i 1935 roku, uważam za naturalny taki tryb życia, że od wczesnego popołudnia zaczynam raczyć się mrożoną wódką i śledziem w oliwie ze starszymi od siebie przyjaciółmi w Barze Europejskim, potem jem obficie zakrapianą kolację z Januszem Domaniewskim w Cristalu na rogu Brackiej czy też w Warszawiance na Nowym Świecie, lub z Tadeuszem Gebethnerem i jego piękną żoną Alą w Yacht-Clubie, potem zaglądam do Adrii, aż wreszcie z Józefem Hieronimem Retingerem odwiedzam Kakadu przy placu Dąbrowskiego”, pisał Juliusz Żuławski.
We wrześniu 1939 r. w stopniu porucznika rezerwy kawalerii, 42-letni Gebethner dołączył do 102. Pułku Ułanów, zajmując funkcję oficera ordynansowego. Jego pułk walczył przeciw Armii Czerwonej, wspierając obrońców Grodna. 22 października zgrupowanie wycofało się na północ i zostało internowane na Litwie. Tadeusz podjął wówczas udaną ucieczkę z obozu internowania i przedostał się do Wilna, gdzie organizował ucieczki kolejnych oficerów (w 1940 r. internowani w Rakiszkach trafili do obozu w Kozielsku, a później do Katynia.
W 1940 r. w Wilnie Gebethner włączył się w działalność Związku Walki Zbrojnej. Pod pseudonimem „Jerzy” kierował Bazą Wileńską. W 1941 r. wrócił do Warszawy, gdzie kontynuował służbę w szeregach ZWZ-AK.
Pomoc dla Żydów. Działalność konspiracyjna Tadeusza Gebethnera podczas okupacji niemieckiej
Od lata 1942 r. w swoim mieszkaniu przy ul. Śniadeckich 23 przez niemal dwa lata pomagał ukrywającym się Żydom – rodzinie Abrahamerów – Salomonowi z żoną Ludwiką z d. Porańską i 12-letnią córką Aliną, którzy uciekli podczas deportacji ze Skawiny. Do Tadeusza skierował ich znajomy, pracownik wydawnictwa Gebethner & Wolf. Tadeusz zdobył dla Salomona fałszywe dokumenty (aryjskie papiery) i zorganizował pomoc chirurga, który przy świetle świec zoperował oko Abrahamera.
W 1943 r., po anonimowym donosie, Abrahamerowie zostali zatrzymani przez polską tzw. granatową policję, ale Gebethner zdołał ich wykupić – wpłacił 20 tys. zł łapówki. Wiosną 1944 r. wykorzystując ponownie kontakty w Armii Krajowej, wysłał całą rodzinę na Węgry, gdzie doczekała końca II wojny światowej.
W kwietniu 1944 r. Tadeusz spotkał swojego przedwojennego przyjaciela Józefa Hieronima Retingera, który nieco wcześniej został przerzucony do Polski w ramach operacji „Salamander”. Ciążył na nim wyrok śmierci, wydany przez Naczelnika Polskich Sił Zbrojnych gen. Kazimierza Sosnkowskiego (skądinąd prezesa Polonii Warszawa w latach 1928–1938). Gebethner uratował życie Józefa Hieronima Retingera, przekonując członka oddziału likwidacyjnego AK, Tomaszewskiego, do rezygnacji z wykonania wyroku.
W powstaniu warszawskim Gebethner walczył pod pseudonimem „Gustaw”, początkowo jako członek sztabu 3. batalionu pancernego „Golski”, później jako dowódca odcinka „Południe”. W trakcie Godziny „W” nieoczekiwanie dowodził oddziałem atakującym Kraftfahrpark. 1 września 1944 r. po raz pierwszy został ranny, a 11 września awansowany na stopień rotmistrza kawalerii.
„1 września w piątą rocznicę wybuchu wojny, o godz. 9:15 wyszedł nasz patrol (10 osób) na gruzy Lardellego [cukiernia przy ul. Polnej 30 w Warszawie – red.], gdzie usadowili się Niemcy. Byłem wtedy po nocnej służbie na barykadzie. Zrywa nas łącznik od »Gustawa« [Tadeusz Gebethner – red.], by ratować rannych leżących na Polnej pod domem narożnym, przy ul. Mokotowskiej. Dostałem rozkaz wyskoczenia przez okno, rannych było 3 tuż przy bramie, na zewnątrz barykady. W czasie niesamowitej strzelaniny (Niemcy strzelali z gruzów Lardellego i z Czerwonego Szpitala), por. »Gustaw« podał mi linkę i w tym czasie dostał postrzał w rękę. Akcja ratunkowa została przerwana, a my czekaliśmy ok. 30 minut na odkopanie bramy zasypanej ziemią. W gruzach Lardellego poległ na początku ataku »Brzoza«. Ciężko ranny »Sęp« zmarł następnego dnia. Por. »Gustaw« ze strzaskaną ręką leczony był w polowym szpitalu na Śniadeckich”, wspominał ps. „Gałęzowski” z II Kompanii.
Dwa dni później, w bombardowaniu willi przy ul. Śniadeckich, Gebethner powtórnie został ranny. Rozkazem z 15 września 1944 r. przyznano mu Krzyż Walecznych. Janina Kurtz-Paszkowicz, pseud. „Joasia”, wspominała:
„Bezpośrednim dowódcą moim był porucznik Franciszewski i »Gustaw« Gebethner, słynny księgarz warszawski. […] Leżał na parterze w jakimś mieszkaniu, było trochę rannych, a operowano na trzonie kuchennym. […] To były ciemne strony, ale były też takie momenty, jak na przykład w gmachu Architektury był wielki koncert na 15 sierpnia. Przyszła Mira Zimińska, do dziś ją pamiętam, która śpiewała »Odejdź Jasiu od okienka«. Był z nią Fogg, jak zawsze elegancki, w seledynowym garniturku. Otrzepywał się, bo świeżo wyszedł ze zburzonego domu, a tu strzały padały, szyby leciały w tej wielkiej auli Architektury, a Mira Zimińska miotała się po scenie. Tak że byli z nami. Zresztą Zimińska się z Gebethnerem przyjaźniła się”.
Śmierć Tadeusza Gebethnera w obozie jenieckim, uhonorowanie tytułem Sprawiedliwego
Po kapitulacji wraz z setkami rannych, lekarzami i pielęgniarkami szpitali powstańczych Tadeusz Gebethner trafił do lazaretu obozu jenieckiego Stalag XI-A Altengrabow (dziś na terenie kraju związkowego Saksonia-Anhalt w Niemczech). Tam zmarł na skutek odniesionych ran. Spoczął na cmentarzu przyobozowym w grobie nr 302.
Po II wojnie światowej teren ten zajęły jednostki Armii Czerwonej, które zlikwidowały cmentarz, tworząc w jego miejscu leśny kompleks koszarowy. Dziś znajduje się tam baza Bundeswehry i poligon NATO.
„Nigdy nie zapomnimy Tadeusza Gebethnera, tego szlachetnego człowieka, który uratował życie moje i męża. Kto jeszcze okazał tak wiele serca, tak głębokiego człowieczeństwa, tyle dobrej woli i bezinteresowności? Kto bardziej niż on zasługuje na wieczną wdzięczność i drzewko w Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie?”, pytała wiele lat po wojnie Ludwika Abrahamer, która ocalała podczas Zagłady z pomocą Gebethnera.
21 października 1981 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował pośmiertnie Tadeusza Gebethnera tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. O jego przyznanie wystąpiła Alina Gross z domu Abrahamer.