Rodzina Janiny Marciniak w czasie okupacji w Stolnikowiźnie ukrywała swoich żydowskich sąsiadów: Reginę i Mendla Bubel z synem Szulimem.
„W czasie okupacji było bardzo źle. Była bieda. Trzeba było wszystko Niemcom oddawać. Bieda była taka, że nawet jarzębinę czerwoną gotowaliśmy, bo nie było co jeść.
Wieś Stolnikowizna nie była duża. W tej wsi tylko moja rodzina ukrywała Żydów. Liczyła ze 30 domów. Były one porozrzucane wśród pól i lasów. My mieszkaliśmy przy lasku. Znaliśmy Żydów, którzy do nas przyszli, bo mieszkali niedaleko - w Antoniówce. Przyszli wieczorem do nas, z prośbą, aby ich przyjąć. To było w 1943 roku, w jesieni. Kobieta nazywała się Regina Bubel, przyszła z mężem Mendlem i synem Szulimem.
Nasz dom był drewniany, jednoizbowy. Ukrywaliśmy ich w piwnicy. Tam był zrobiony schowek, wybity deskami, a na były porozrzucane ziemniaki, żeby nie było śladu… Często przychodzili do domu, bo przecież ludzie potrzebują widoku. Na piecu siedzieli. Nie raz, jak już było ciepło przebywali na strychu, a na wiosnę w stodole. Tam też mieli maszynę do szycia.
Trzeba było ich karmić. Ja miałam 15 lat. Moja matka była w szpitalu i wszystko sama musiałam robić. Cały dom musiałam prowadzić, bo cóż było innego robić. Wszystkiego musiałam się nauczyć. Myśmy jedli to samo co oni. Mleka nie było za dużo, bo trzeba było oddać Niemcom. Za to nie płacili. I jarzębinę jedliśmy, byle do lata, później to czereśnie były, jabłka… Broń Boże, nic nie płacili.
O ukrywaniu Żydów nie wolno było mówić, żeby ktoś gdzieś słyszał, bo jakby ktoś gdzieś poskarżył... I tak Niemcy ze trzy razy później przyjeżdżali. Musiał ktoś gdzieś widzieć. Kiedy zauważyliśmy, że jadą, to z tymi Żydami pouciekaliśmy. Niemcy przeszukali mieszkanie, wszędzie zaglądali, przewrócili wszystko i w tej piwnicy też. Drugi raz też zauważyliśmy, kiedy nadjechali. A trzeci raz, jak przyjechali na wierzchu na koniach, zajechali z inny struny. W tym rozruchu skądś się wziął żołnierz, gdzieś uciekał. Niemcy niedaleko naszego domu go zastrzelili. Żydów nie znaleźli.
Przed wojną Regina i Mendel mieli dwa mieszkania, a u nas już było jedno mieszkanie tylko i nie było warunków… Przyszli w jesienią a przed żniwami 1944 r. poszli. Już się wojna skończyła. Poszli na Maciejów i tam sobie wynajęli duże mieszkanie, tam się przechrzcili, tam różne uczty wyprawiali. Ojciec bywał u nich nie raz, w święta także.
Ona wyjechała później do Izraela, wzięła jeszcze drugiego syna, który się ukrywał u Rożków. Po wyjeździe do Izraela rodzina Reginy nie kontaktowała się ani nie przyjechała do Stolnikowizny ani jeden raz. Nieraz ojciec mówił: >>życiem trzeba było ryzykować, Niemcy byli, wybili dzieci i nas, i dziś żeby nawet nie powiedzieli za to dziękuję<<. Nie chodziło mi o nic, chociaż „dziękuję” powinni powiedzieć”.
Fragmenty wywiadu z Janiną Marciniak-Błazik w opracowaniu M. Grudzińskiej i A. Marczuka publikujemy dzięki uprzejmości Państwowego Muzeum na Majdanku.