Rodzeństwo Julianna i Tadeusz ze wsi Boża Wola ukrywali w czasie okupacji rodzinę Fiszerów.
„Mieszkałyśmy we wsi Boża Wola, gmina Zakrzówek, powiat Kraśnik, a województwo lubelskie. Nie pamiętam daty, kiedy przyszli Żydzi. Byłam wówczas młoda. Prosiłam brata: >>Nie bierz, bo to jest niebezpieczne<<, a on powiedział: >>W Bożej Woli w co drugiej chałupie Żydów trzymają. Cicho, cicho...<<.
Przyszli wieczorem. Była już jesień. Przyszło pięć osób: dwoje rodziców, starszych ludzi, i troje dzieci. Chłopak najstarszy miał czternaście lat, dwoje było młodszych. Przyprowadził ich jakiś młody, najstarszy syn, on u nas nie mieszkał. Ukryliśmy ich na górze. Fisiel – oni się nazywali Fisiel... Fiszel czy Fisiel [Fiszer]. Pochodzili z Woli Studzieńskiej, gdzie wcześniej mieszkaliśmy. Ojciec nam później pobudował mieszkanie w Bożej Woli i myśmy tu przeszli w 1940 r. Oni byli naszymi znajomymi i brat ich przyjął.
Nie było co dawać jeść, ja nie bardzo miałam chęci, byłam młoda. To był mój bardzo ciężki obowiązek - pięcioro ludzi trzymać pod strachem na górze, w słomie. Mój ojciec umarł w 1933 r., a mamusia 1940 r. Wtenczas miałam 13 lat, a brat miał 19, niecałe 20. (...) Ukryliśmy ich na górze... W słomie. Tam były snopki i tam zrobiliśmy im dziurę. Nosiłam im zawsze 3 razy dziennie pożywienie. Oni nie chcieli jeść, bo ja im krasiłam słoniną, bo nie miałam czym, ale to dla ich życia było. Żeby ich ukryć.
Ten najstarszy syn gdzieś poszedł i nie przychodził nigdy. Ale 5 stycznia, już w 1943 roku przyszedł do nas na Trzech Króli. Przyszli we troje. Taki duży śnieg spadł, że były ślady, jak ktoś szedł. Oni przyszli we troje: dziewczyna jakaś młoda, nie znam nazwiska, ten ich syn i jeszcze jeden Żyd. Dwoje obcych przyszło. (...) Oni tylko: >>dzień dobry<< i ci dwaj mężczyźni, robili sobie zegarek bo im się zepsuł, siedli pod oknem przy stole i zajęli się patrzeniem w zegarek.
Mój brat patrzył, jak oni ładują, ciekawy był. A Żydówka wzięła druty i robiła sweter. (...) Ja obrządzałam, zaczynałam później gotować. Nie wiem o czym z bratem rozmawiali, ja ich nie słuchałam, zajęłam się kuchnią. Kiedy spojrzałam w okno powiedziałam: >>Cóż to tyle ludzi idzie?!<<.
Szli Polacy z Kolonii Studzieńskiej, przeważnie chłopi. Mówię: >>Co ci chłopi idą, dlaczego?<< Obstąpili już nasz dom. Szło ich z dziesięciu, może więcej tych mężczyzn. I do mojego brata: >>Żydów trzymasz!<<. Obstąpili nasz dom i do mieszkania weszli. Z Bożej Woli znowuż za jakieś parę minut drudzy chłopy przyszli. Myśmy mieszkali na koloni, na polu, za cmentarzem - było tam cztery mieszkania tylko, naszej kolonijki. I oni zaczęli rzucać słomę wszędzie, trząść za Żydami. W mieszkaniu nie było... Tylko tych troje.
Jak znaleźli Żydów - wszystkich do mieszkania pościągali, dzieci i rodziców. Żydzi chcieli uciekać, ale chłopi do nich z pałami - broni nie mieli tylko pały ci chłopi nasi. Krzyczeli, że brat złodziej, że bandyta, że chodzi z Żydami. On nigdzie nie chodził. Wtenczas dawali dwa kilo cukru za jednego Żyda - Niemcy tak im obiecali. Nie wiem, czy im słodko było, bo nam nie.
Jak oni posłali furę po policję do Zakrzówka, Żydzi chcieli uciekać. W tym czasie z Woli Studzieńskiej szedł pogrzeb. (...) Wypadłam z tego domu i troje tych Żydów uciekło. Ci mocni, młodzi, dwóch mężczyzn i dziewczyna. Zaczęli uciekać. Uciekali do sąsiedniej wioski. Wtedy mężczyźni pognali za nimi przez drogę na pola. Ta dziewczyna zapadała się, przewracała, ale podrywali ją ci mężczyźni. Wtenczas nadszedł kondukt żałobny tego dziadka i ja się wmieszałam na pogrzeb i wyszłam. Zdążyłam powiedzieć bratu: >>Uciekaj, bo Żydzi uciekają i ty uciekaj!<<. Ale on nie uciekł. Nie wiem czemu.
Mężczyźni nie puścili go. A ja byłam młoda, do tego pogrzebu dołączyłam i poszłam do kościoła. Później się dowiedziała starsza siostra, przyleciała do kościoła: >>Co tam się stało?<< Mówię: >>Żydów znaleźli<<. >>Tadek uciekł?<<. >>Nie wiem, nie wiem czy Tadek uciekł<<. <
Żydówkę prawdopodobnie złapali. Tylko dwóch Żydów uciekło. Fisiel [Fiszer] i ten drugi, a dziewczynę, tę Żydówkę, jakieś 17, może 16 lat miała, złapali. Mojego brata - później mówili sąsiedzi - przykuli kajdankami do tego czternastoletniego Żyda. Przyjechała policja z Zakrzówka. Zabrała dwoje starszych Żydów, czternastoletniego Żyda z moim bratem skutego i dwoje malutkich i tę panienkę, która przyszła rano 5 stycznia. Wzięła ich na wóz i zabrała policja z Zakrzówka.
Chłopi pojechali, nie wiem dokąd. Ja już się w ogóle nie pokazywałam, bo się bałam. Nie widziałam jak odjeżdżał brat. Sąsiedzi mówili, że skuty był, nie mógł uciec. Pocieszali go chłopi, że go wykupią: >>Nie bój się, my cię wykupimy<<. Jakie wykupienie było, do dzisiaj nikt... Już nie żyją ci ludzie, co go oddali Niemcom. Tam był J., wielu było, ale on najbardziej krzyczał, największą pałę miał, w drzwiach stał i nikogo nie chciał wypuścić”.
5.01.1943 r. brat Julianny – Tadeusz Kędra został osadzony w więzieniu na Zamku w Lublinie, gdzie zmarł 24.06.1943 r.
Fragmenty wywiadu z Julianną Wereską w opracowaniu M. Grudzińskiej i A. Marczuka publikujemy dzięki uprzejmości Państwowego Muzeum na Majdanku.