Rodzina Kopciów

powiększ mapę

Trzeba ratować. Relacja Piotra Kopcia

W latach okupacji niemieckiej Stanisław i Marianna Kopciowie udzielali pomocy Żydówkom: Mirli Medman z d. Izraelewicz i jej córce Małce (po wojnie Mala Gastfriend), które podczas Zagłady uciekły z likwidowanego getta w Proszowicach. Kobiety ukrywały się w domu Kopciów w pobliskich Szczytnikach (wówczas w powiecie miechowskim) w latach 1942–1945. Początkowo razem z nimi przebywała także siostra Mirli, Rejzel Izraelewicz, lecz kobieta zmarła w kryjówce na strychu. Kopciowie pogrzebali jej ciało na terenie swojego gospodarstwa.


16 lutego 2018 r. syn Stanisława i Marianny Kopciów, Piotr (ur. 1929), udzielił wywiadu Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty wywiadu na temat ukrywania Żydówek przez rodzinę Kopciów (pisownia oryginalna, uzupełnienia i śródtytuły od redakcji):

Rodzina Kopciów ze Szczytnik k. Proszowic

„Mieszkaliśmy na wsi w jednej izbie: cztery na pięć metrów. Dom drewniany, słomą kryty. Rodzina miała hektar i dwie morgi pola, [to jest dziś] dwa hektary dwanaście arów. Z tego żyliśmy. Zboże mieliśmy własne, mąkę własną, ziemniaki własne, chleb własny. Tata miał małe gospodarstwo, był najlepszym gospodarzem – prosty chłop, analfabeta, ale już przed wojną zaczął stosować nawozy sztuczne. Za sto kilo żyta można było kupić sto kilo nawozów sztucznych. Jak on wysiał te sto kilo nawozów, to zboża zebrał pół tony więcej.

Do szkoły było gdzieś kilometr, sześć klas, później w domu pomagałem, rodzicom w pracy. Było nas czworo dzieci: Irena ’27 rocznik, ja ’29, Józek ’31 i Adela ’33. Rodzice: mama Marianna, ojciec Stanisław Kopeć”. 

Polska przed wojną. Życie na wsi

„Teraz […] mówią jak to przed wojną w Polsce było dobrze. […] Ja pamiętam: bieda, bieda, bieda... Dobrze żyli panowie, kler i bogaci ludzie, reszta biedota, a ksiądz kazał dużo dzieci mieć, ale czym będą rodzice karmili te dzieci to nikogo nie obchodziło.

[…] Gruźlica, inne choroby były, nawet w mojej wsi […] całe rodziny wymierały. No, a ta gruźlica, nie chyba z rozkoszy...

Są, byli ludzie, którzy narzekali, że Żydzi to oszuści. Moi rodzice się do tego nie wtrącali”.

Początek wojny. Pierwsze bombardowanie

„Trzysta metrów od domu było lotnisko polowe. Kiedyś dworskie pole, płaskie. W ’38 czy w ’37 roku wyrównali, posiali trawę.

W ’39 roku samoloty przyleciały, chyba jedenaście, tzw. karasie [bombowiec PZL.23 Karaś – red.], latały bombardować Niemców jak wkroczyli. Bomby białe, małe, zielone. 

W piątek [1 września] ‘39 roku wybuchła wojna a w niedzielę te samoloty odleciały. Dokąd? Nie wiadomo. Pierwszy raz w życiu widziałem wtedy samochód ciężarowy trzyosiowy”.

Likwidacja getta. Pomoc dla Żydów

„Przyszedł rok bodajże ’43, zaczęli Niemcy wysiedlać Żydów z Proszowic […] zdrowych zebrali i pędzili do Słomnik, tam ładowali na pociąg dziadków i dzieci, zrobili segregację [likwidacja getta miała miejsce 29 sierpnia 1942 r. – red.].

Z opowieści wiem, [że] wystrzelali na Błoniach i zakopali [ich] tam.

Jak ktoś uciekał, też zastrzelili. Taka rzeczka Ścieklec: przeszło [ją] dwoje ludzi, [ale] Niemiec czy granatowy policjant zastrzelił [ich]. Później trawa rosła tam, gdzie ta krew była. 

Jak pierwsza wywózka była z Proszowic, tata był w ustępie, słyszy szelest słomy. Załatwił się, poszedł do stodoły, a tu trzy kobiety: dwie kobiety w średnim wieku i dziewczyna. Później się dowiedziałem, że ona była ’25 rocznik czy ’26, Marysia [Małka Medman, po wojnie Mala Gastfriend, ur. 1925 w Proszowicach – red.].

Tata mówi, żeby poszły, a one się rozpłakały, że jak pójdą to je Niemcy zastrzelą. Pozwolił im zostać. Były ze dwa albo trzy tygodnie. Uspokoiło się i niektórzy Żydzi wracali do Proszowic. One też poszły, ale jak Niemcy drugą czystkę robili [w listopadzie 1942 r.], wróciły do nas, zostały”.

Na strychu Kopciów. Codzienność w ukryciu

„Tata im na strychu [...] zrobił zagrodę ze słomy, żeby było cieplej. […] Żywiliśmy je, w dzień nie wychodziły, tylko w nocy do sadu. 

Bieda. Owszem, chleb był, ziemniaki były, okrasa, omaszczenie [reg. zaprawienie potrawy tłuszczem – red.], olej rzepakowy. Za maszynkę do strzyżenia, która nie chciała strzyc, syn sąsiada dał mi królika dorosłego. Od tego królika nabyłem sobie królików, jedynie co mięsa [było] z tych królików. Kury były zapisane, świni nie wolno było zabić, bo kara śmierci. Jak […] sąsiad doniósł, że ktoś zabił świnie, to Niemcy przyjechali, zabrali, wyprowadzili na gnojownik i zastrzelili.

Mama gotowała i siostra starsza. Siostra zanosiła do góry [dla ukrywających się]. Światła elektrycznego nie było, nafty nie można było dać w słomę, tylko było okienko w facjacie [na strychu – red.]. Mogły czytać tyle, co w dzień wpadało tam światło”. 

Sąsiedzi wobec ukrywania Żydów

„Sąsiad przypuszczał. Do taty mówi: »Kumoter – tata był ojcem chrzestnym jego dziecka – co ja wiem, to wiem«. Ale nikomu słowa nie pisnął. Nawet żonie i córce. 

Natomiast po pewnym czasie facet, który bodajże był w Armii Krajowej, do taty mówi:

»Wiesz co, Stachu? Ja szedłem już do ciebie Żydówki zastrzelić, ale wróciłem się, bo nie chciałem ci wstydu robić«. 

[więcej informacji o mordowaniu Żydów w okolicy z udziałem członków AK: Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski, t. 2, Warszawa 2018, s. 180 – red.]

Mama bała się bardzo, że ktoś doniesie. Wiedziała jak ten facet do taty powiedział. Doniesie Niemcom, wystrzelają wszystkich. Powiedziała kobietom, żeby poszukały innego miejsca. Później się dowiedziałem, [że] sąsiad, który pięćset metrów mieszkał dalej od nas, u niego były, ale ich nie przyjął. Poszły do drugiej wsi, tamten powiedział, że mogą przyjść. Jak wróciły do nas, tata się pyta:

– Znalazłyście drugie miejsce?
– Tak.
– Gdzie?
– W Czuszowie.
– U kogo?
– W domu T******.

A tata mówi:

– Nie, tam nie chodźcie, on by was zabił. 

Te panie miały wujka, który gdzieś pięćset metrów od nas był, u faceta. Nie wiem, co się z nim stało. […] Po wojnie [ten facet] sprzedał całe gospodarstwo, w Proszowicach kupił domy, place. [...] Rozmawiałem z bratową, mówi: »Do mojego taty przyszli Żydzi, ale tata ich nie przyjął, poszli do S******. Po wojnie S****** ładny, murowany dom wybudował«. Skądś pieniądze miał, ale czy tam przeżyli ci Żydzi u niego, nikt nie stwierdzi. Takich rzeczy to słyszałem…

Powinno się mówić prawdę jak było, ilu Żydów zostało zamordowanych przez chytrość, żeby okraść i zabić”.

Śmierć i pochówek na polu Kopciów

„Zachorowała siostra matki tej dziewczyny [Rajzel Izraelewicz] na zapalenie płuc. Do Proszowic do lekarza nie można jechać, lekarza przywieźć też. Zmarła.

Tata pochował [ją] na naszym polu. Tam drzewa rosną jej, nikt tam nie grzebie, nie kopie. U Żydów jest taka rzecz: nie wolno nieboszczyka przerzucać kości.

Matka i córka przeżyły. Jak Rosjanie wkroczyli [w początku stycznia 1945 r.] to jeszcze były u nas jakiś czas. Rosjanie strzelali od nas do Proszowic, żeby Niemcy się cofnęły, ale Kraków jeszcze był pod panowaniem Niemców”. 

Pamiątka po ukrywanych

„Zegarek zepsuty. Koperta złota z zegarka większego, ale bez przykrywek, tylko ten obręb, łańcuszek, dewizka na zegarek. No i łańcuszek złoty. To wszystko.

Majątku nie zbili rodzice na tym, niektórzy patrzyli tylko na pieniądze, ale mój tata był taki, że człowiek niezależnie od wyznania [...] zawsze był człowiekiem. 

Życie ludzkie jest najważniejszą rzeczą, trzeba ratować.

Tata był bardzo litościwy, powiedział: »Tam nie chodźcie i zostańcie tu«, czyli wtedy, jak gdyby, postawił krzyżyk na naszej rodzinie”.

Ratujący i ratowani po wojnie

„Mając 14 lat cały rok kopałem okopy Niemcom, wiedziałem co znaczy ciężka praca. Po wojnie otworzyli w Proszowicach gimnazjum. Ten idzie się zapisać, ten zapisać, ten zapisać i ja mówię:

– Mamo, ja też idę.
– Nie synu, bida, nie chodź.
– Mamo, ten szedł się zapisać, tamten...

I siostra starsza mówi:

– Mamo, jak chce się uczyć, niech idzie.

Poszedłem do gimnazjum, starego typu cztery lata, [później] dwa lata liceum. Po maturze miałem zamiar iść na księdza, [...] poszedłem na Akademię Górniczo-Hutniczą.

Marysia [Małka – red.] poznała Żyda młodego, nazywał się Gastrolit, jakoś tak [Gastfriend – red.], i wyjechali do Stanów Zjednoczonych [...]. Jakiś kontakt był z [jej] rodziną. Pani Marysia miała dwóch synów”.

* * *

Relacja: Piotr Kopeć (świadek historii);
Wywiad: Mateusz Szczepaniak (badacz), Filip Pakuła (operator); Muzeum POLIN (2018);
Wybór i redakcja tekstu: Karolina Dzięciołowska, Mateusz Szczepaniak (2019).


Posłowie

Po wojnie do Proszowic wróciło 65 Żydów. Tylko w lipcu 1945 r. w powiecie miechowskim doszło do 11 morderstw na Żydach, a dwie osoby zabito w lesie nieopodal Proszowic. Te i następne morderstwa były jedną z przyczyn wyjazdu z powiatu niemal wszystkich Żydów ocalałych z Zagłady, którzy obawiali się o swoje życie. Mirla i Małka Medman wyemigrowały do Stanów Zjednoczonych.

29 kwietnia 2019 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie podjął decyzję o uhonorowaniu Stanisława i Marianny Kopciów tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów ŚwiataJednym z materiałów źródłowych, które stanowiły dowód w procedurze przyznania tego tytułu, był wywiad udzielony Muzeum POLIN przez Piotra Kopcia.

Historie pomocy w okolicy