Wacława Trzebuchowska urodziła się w Chodczu na Kujawach, mieście zamieszkiwanym w dużej mierze przez ludność żydowską.
Tuż przed wybuchem wojny czternastoletnia Wacława przeprowadziła się do Warszawy, gdzie od roku przebywali jej dwaj bracia oraz matka, Ładysława Trzebuchowska. Ojciec, Józef zmarł w 1934 r.
Sara Wejngart
Nazywana Alicją urodziła się w Chodczu. Jej ojciec Chil Mejer Wejngart (ur. 6 XI 1898) był kupcem, miał sklep galanteryjny. Należał do Żydowskiej Partii Syjonistycznej – Mizrach. Był radnym w latach 1927-1939. Reprezentował też Chodecz w Sejmiku Powiatowym.
Alicja Wejngart pomagała młodszej koleżance Wacławie Trzebuchowskiej w nauce: „Do jednej szkoły chodziłyśmy. Ona oczywiście dużo starsza. Mieszkało się w sąsiedztwie. (…) Pomagała mi w lekcjach, jak młodszej siostrze. Tak żeśmy się zaprzyjaźniły, rodzice byli w dobrej komitywie i myśmy się tak zaprzyjaźniły, że ona potem, jak ja już byłam w Warszawie, to przyjeżdżała do nas, odwiedzać”.
Wojna
Ojciec Alicji został zamordowany zaraz po wkroczeniu Niemców do Chodcza, jeden brat zginął na froncie, matka i drugi brat – w getcie łódzkim.
Alicja znalazła schronienie w domu swojej dawnej uczennicy. „Jak już tam się zaczęło w Chodczu mówić, że w Łodzi getto organizują i że będą tam ludzi gromadzić z pobliskich tych miejscowości, no, to ona uciekła do Warszawy. Przyjechała do nas i została”. - opowiada pani Wacława.
Podczas okupacji Trzebuchowskie mieszkały w jednopokojowym mieszkaniu przy ulicy Karolkowej 62/42. Wacława pracowała w fabryce rowerów przy ulicy Ząbkowskiej. Dzięki temu mogła pomóc mamie w utrzymaniu domu. Alicja pracowała głównie dorywczo, szyjąc.
Wejngart, gdy zamieszkała na Karolkowej, nie miała „aryjskich papierów”. Jeżeli wychodziła poza dom, używała jednego z dokumentów Wacławy. Pani Paczek wspomina: „jeszcze Ala nie miała [kenkarty]. Ale oni o kogoś pytali... Chodzili po sąsiadach i o kogoś pytali...To nie było w sprawie Ali. Tylko, że ona w tym czasie siedziała i pisała list do getta, do matki. Słyszymy, że po korytarzu takie ciężkie kroki. (…) Myślałyśmy, że gestapo po nią, ale słyszymy, że kroki poszły dalej i za chwilę się cofają, pukają do nas i wchodzą. Ale też tylko się o kogoś zapytali i poszli, bo gdyby wtedy legitymowali, to my obie byłyśmy na jednych papierach. Ja miałam jakąś tam legitymację z pracy, a ona moje świadectwo urodzenia. Bo ona była szczupła, taka filigranowa i jeszcze nie miała tych papierów”.
Ładysława Trzebuchowska załatwiła Alicji fałszywe dokumenty na nazwisko Helena Mędrzycka.
Sąsiedzi
Mieszkańcy kamienicy wiedzieli, że Alicja jest Żydówką. „Ona u nas często przebywała i co charakterystyczne, że jak ona do nas przyjeżdżała przed wojną, to się nikt nie krył, że ona Żydówka. A potem, już w okupację, to było niebezpiecznie, bo ludzie ją widzieli i nie wiedzieliśmy, jak zareagują. Ludzie ją widzieli przed wojną, jako Żydówkę” – wspomina pani Wacława.
„Byliśmy pod strachem. (…) były takie incydenty, że ktoś dawał chyba gdzieś znać, bo kiedyś przyszedł, pukał jakiś w nocy facet. Ale myśmy obie z Alą miały intuicję. Słyszałyśmy. Bo myśmy mieszkali na czwartym piętrze i już żeśmy leżeli w łóżkach. I puka facet i że on chce się z Wacławą zobaczyć. No, to ja podeszłam do drzwi.
To on mówi >>Niech pani otworzy<<. Ja mówię, że >>Nie, nie otworzę<<.
To co, się pani boi?<<. Ja mówię: >>No jeśli ktoś puka do drzwi o tej porze, w czasie dzisiejszym, to należy się jego bać<<. No i targował się ze mną, targował i poszedł. Ale sąsiedzi wychodzili w tym czasie, bo ubikacja była wspólna na korytarzu, wychodzili niby do ubikacji, to mówili, że rękę trzymał w kieszeni. Takie było wtedy. Bo później zdawali nam relację. Że miał broń w kieszeni. I koniec końcem, przestał się ze mną targować, a ja otworzyłam drzwi, tak na haczyk tylko i on chce coś ważnego mi powiedzieć. Ja mówię: >>Proszę bardzo, podam kartkę i ołówek, napisze mi pan<<. >>Nie<<. Ja mówię: >>No to jutro rano będę szła do pracy, to możemy się spotkać<<. Też nie. Tylko on chciał koniecznie...[wejść]. Bo, on wiedział, że Ala jest”.
Niektórzy sąsiedzi pomagali: „Niewiadomscy po drugiej stronie korytarza mieszkali. Nie pamiętam, z jakiej przyczyny było, że Ala wyszła z domu, uciekała i ci Niewiadomscy ją. Bo coś tam jakiś szum był, że Niemcy, czy coś tam takiego. To sąsiedzi ją przyjęli. Bo myśleli, że do nas idą”.
Szmalcownicy
Wacława relacjonuje, jak do mieszkania weszło trzech obcych mężczyzn mówiących po niemiecku i zagroziło, że zabiorą Alicję na gestapo. „Przyszedł jeden Niemiec i chyba dwóch, czy trzech Polaków. Jeden był w mundurze, a reszta byli w cywilu. (…) Ala akurat stała przy szafie i coś tam wyciągała z szafy. I ten mówi, ten jeden mówi: „Das ist diese”- najpierw wskazał na mnie. Ona była tą szafą zasłonięta. I dopiero jak ją zauważył, musiał wiedzieć o kogo chodzi, bo później powiedział: „Nein, nein, das ist diese”. No i do niej. I wtedy, że tego, że Żydówka, proszę się ubierać i że idzie z nami, że zabiorą ją, mówią, że >>Pani ma<<, już miała wtedy ten dowód na tą, lewy. I powiedział: >>No dowód pani ma bardzo dobry, ale niestety na gestapo też już go znają<<. I do mamy, że tego, że Żydówkę. A mama mówi no tak, koleżanki, tego, córka płakała, że ona w niebezpieczeństwie. I ja zaczęłam płakać. Zaczęłam płakać, rzuciłam się tak na łóżko. I doszedł do mnie ten, który mówił po polsku i mówi: >>Co, pani płacze? Żydówki pani płacze?<< A ja mówię tak, >>A co, a Żydówki nie można kochać?<<. On powiedział, >>Gdyby była odwrotna sytuacja, to ona za panią by nie płakała<<. To Ala do dzisiaj, dokąd żyła to żeśmy pamiętały tą. I oczywiście dostali pieniążki. Tam mama się z nimi dogadała. Opróżnili nas do ostatniego grosza. To co miałam, tam sobie składałam na płaszcz.”
Pomoc
Ładysława i Wacława Trzebuchowskie raz przenocowały córkę znajomego szewca, która uciekła z getta. Innym razem pomogły grupie Żydów:
„Myśmy mieszkały na czwartym piętrze, od razu były schody, przygórek tak zwany i strych. I tam, na tym przygórku kilku Żydów nocowało. Ukryli się, już nie mogli pójść do getta, bo już było po godzinie policyjnej. To zrobiliśmy herbatę, co kto miał do jedzenia, dał im i poszli na ten przygórek, dokąd nie otworzył cieć bramy.”
Wyjście z Warszawy
Osiem dni po wybuchu Powstania trzy kobiety trafiły do obozu w Pruszkowie, a stamtąd do Świdnicy. Na początku pracowały w fabryce rękawiczek a później, przez dziewięć miesięcy, w fabryce broni Heliowat Wörke.
Alicja posługiwała się dokumentami na nazwisko „Alicja Trzebuchowska” i była przedstawiana jako siostra Wacławy. Chociaż Wacława miała okazję się wydostać z obozu, zdecydowała się pozostać ze względu na Alę i mamę.
Po wojnie
Po wojnie trzy kobiety powróciły do Chodcza. Stacjonował tam oddział żołnierzy radzieckich. Jeden z nich – Salek Reicher – został mężem Alicji. Wyjechali do Wrocławia. W 1946 r. urodził im się syn, Samuel. W latach pięćdziesiątych wyemigrowali do Izraela, a stamtąd do Brazylii.
Na początku pani Wacława i Alicja utrzymywały kontakt. Później kontakt się urwał, dopiero po latach udało się go nawiązać ponownie.
Państwo Reicherowie trzykrotnie odwiedzili Polskę (w 1987, 1988 i 1990 roku). Podczas pierwszej z tych wizyt, Alicja złożyła oświadczenie, które stało się podstawą do przyznania Wacławie i Ładysławie tytułu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
„Wyczytali mnie, że tam po odbiór, i ja mówię, że jestem „>>szczęśliwa jestem, cieszę się i dumna jestem, że mogłam uratować choć jedno ludzkie życie<<”.
Alicja Reicher zmarła w 2004 roku w Brazylii.