Janka
„W czerwcu 42 roku przyszła (…). To było niedzielne popołudnie, ja z rodzicami byłam w domu, no i ktoś właśnie do drzwi zapukał, nawet ja otworzyłam, miałam wtedy 17 lat, właśnie weszła dziewczynka, taka 7, może 8 lat, bardzo wystraszona, ubrana była bardzo też, no bardzo przerażający wygląd tego dziecka był”.
„Ona to się podała, że się nazywa Janka, że polskie, ale tak to się nazywała Nomi”.
Głód
„Prosiła, żeby dać jej kawałek chleba, bo bardzo jest głodna, zaczęła się żegnać, modlić się, to znaczy chciała udowodnić, że nie jest dzieckiem żydowskim, ale rodzice się domyślali, bo właśnie 12 km to miasteczko, gdzie było zamieszkiwane przez większość ludność żydowską, no i tam właśnie Niemcy wybijali Żydów w ogóle”.
„Mamusia nakarmiła ją, ona się najadła, zasiliła i takiej pewności swojej nabrała, że nic jej tutaj nie grozi w tym domu, czuła się taka bezpieczna. I po pewnym czasie, posiedziała tak z dwie godziny, zaczęła opowiadać właśnie, jak to się stało; że ona idzie z Węgrowa, kilka dni szła przez pola i nocowała w tym polu, i wszędzie ją tak spotykały różne przykrości, te dzieciaki psami ją szczuli. I dlatego ona była bardzo wystraszona i bardzo wynędzniała”.
„Opowiedziała, jak to było, że na jej oczach rodziców, rodzeństwo rozstrzelali Niemcy, a jej jakoś cudownie się udało schować w łóżku pod pościelą, pomimo że Niemiec bagnetem szukał, czy kogoś tam nie ma, ale jakoś się udało, że jej jakoś nie natrafił. No i ona wydobyła się z domu”.
Prośba
„(…) Prosiła rodziców, żeby ją zatrzymali, że ona będzie wszystko robiła, no wszystko, tego, aby tylko jej nie wypędzili, żeby ją zatrzymali. Rodzice, mając sześcioro dzieci swoich, zastanawiali się, bo wiedzieli przecież, co może spotkać rodziców i ich dzieci. (…) Specjalnie nas tam nie straszyli. Tylko jak, tego, to razem żeśmy rozmawiali, jak mieli czy ją przyjąć, czy nie. (…) jakoś ja nie wiem, że i mnie to nie przerażało, ważne było, żeby komuś pomóc”.
„Rodzice, jak spojrzeli na to dziecko, jak na jej wygląd, no dlatego, że mieli swoje dzieci, rozumieli, co to znaczy. To dziecko było wystraszone. Wiedzieli, że tam Niemcy ich mordują, także oni od razu czuli, kim jest, chociaż ona się żegnała, modliła się…”.
„Nikt nie robił dla sławy, że wielkie coś zrobił… Uważaliśmy, że to jest normalne, nie jakieś coś nadzwyczajnego. Normalnie tak powinno być. Nie chwalę się, co robię, z niczym”.
Ukrywanie
„Trzeba było najpierw ją porządnie wymyć, ona była bardzo zawszona, brudna, wszystko zmienić, przygotować ten nocleg, żeby mogła i tak została”.
„17 lat miałam, to już, na wsi to już byłam dojrzała do pracy, do wszystkiego, także nawet posiłki robiłam, wszystko, się nią zajęłam, bo to trzeba było, żeby ją zatrzymać, to trzeba było wiele ponieść trudu i dezynfekcji, i wszystko, żeby, trudno było ją gdzieś, jak to się mówi, do budynków gospodarczych wyrzucić, że dlatego więc po prostu była traktowana jak członek rodziny”.
„U nas w domu, znaczy wieczorami, były czytane książki głośno, poetów polskich, Sienkiewicza, Mickiewicza, Orzeszkowej, i ona będąc u nas, bo młodszy brat wtedy, to znaczy najmłodszy, chodził do szkoły, więc lekcje jak sam odrobił, to i ją uczył i pisać, i czytać, także ona u nas się nauczyła i pisania, i czytania”.
Strach
„Ona była bardzo wystraszona, nawet jak grzmoty były, burze, to ona pod stół się od razu, się chowała, bała, była takim bardzo wystraszonym dzieckiem. (…) Także zawsze ktoś z nią był, rodzice, przeważnie rodzice. (…) Starali się rodzice, żeby jej nie narażać. Jak front był, to rodzice z nią byli cały czas oboje, myśmy się ukrywali oddzielnie. Oni nie puścili jej z nami, żeby jej się tam nic nie stało”.
„No i była u nas dwa lata i dwa miesiące”.
Ostrożność
„Za bardzo na oczy żeśmy jej nie wystawiali (…). No, tak staraliśmy się, żeby tak nikomu nic nie mówić. Później się domyślali. (…) Miała szczęście, że nikt złośliwie… Bo tam, na drugim końcu tej mojej wioski, gdzie ja mieszkałam, też tam się ukrywała rodzina, ktoś oskarżył, że przyszli, rozstrzelali tych Żydów”.
„Nie wiem, jak to się stało, że tych gospodarzy jakoś cudownie… Nie wiem. Chyba taki wójt też tam był taki, który współpracował z Niemcami, dawał łapówki, ludzi ratował, pomagał. Woźnicki. (…) Także on tam chyba coś załatwił, że oni nic tym ludziom nie zrobili”.
Niemcy
„Z Janką był taki jeden moment, mamusia opowiadała, akurat nas nie było… Niemcy weszli na podwórko i jeden Niemiec zauważył. Mamusia jakoś tak szybko, miała taką szeroką spódnicę, jakoś ukryła, że on się nie zorientował, zaczął szukać, nie znalazł, to było takie też cudowne”.
Po wojnie
„Wypatrzyła ją tam, o półtora kilometra, wioska, dziewczyna taka, no i podchodziła do niej i ją namówiła, że ją zawiezie do rodziny żydowskiej, że tego, że tam do szkoły będzie chodziła, no i ona dała się namówić (…). No ona oddała takiej, co jakaś organizacja była. No po prostu, dostarczyła i za okup. Tak opowiadali później…”.
„I jak wyszła za mąż, ustabilizowała swoje życie, więc zaczęła nas szukać. No i też nie było to takie łatwe, bo rodzice już nie żyli, ja wyszłam za mąż, ale mój brat, młodszy ode mnie, ożenił się właśnie w tym Węgrowie, w tym miasteczku mieszkał, no i to nazwisko ona zapamiętała sobie, no i do niego trafiła w 1988 roku. Do niego pojechała”.
„No i od tej pory co roku do nas, do mnie, przyjeżdżała i do całej naszej rodziny. Bardzo byliśmy zaprzyjaźnieni (…). Ona się czuła jak siostra, nazwała mnie siostrą i ja ją. Taka była rodzina po prostu, żyliśmy się, nie było to z krwi, ale z przyjaźni. Rodzice, jak mówię, nie brali dla pieniędzy, tylko po prostu dziecko przyjęli”.
„Jej mąż to (…) mówił: »Ty Janka, ty to do dobrych ludzi trafiłaś, ty w ogóle nie masz pojęcia, co robili z Żydami«”.