Rodzina Byszewskich

powiększ mapę
Zdjęć : 7

Historia pomocy - Rodzina Byszewskich

Trzy siostry – Helena, Jadwiga i Maria – prowadziły w Warszawie sklep z parasolami, który mieścił się przy ul. Kredytowej.

„Przed wojną było niemożliwie nie mieć kontaktów handlowych z Żydami. Większość dziedzin handlowych była całkowicie opanowana przez Żydów” – opowiada Anna Choynowska z d. Byszewska, córka Heleny. Kontakty z Żydami kobiet związane były więc przede wszystkim z handlem.

Brat trzech właścicielek sklepu, Władysław, należał do Organizacji Narodowo-Radykalnej, a ich rodzice sympatyzowali z endecją. Ojciec – wykładowca Szkoły Głównej Handlowej – zmarł nagle w 1931 roku.

We wrześniu 1939 roku, w wyniku bombardowań, sklep z parasolami został częściowo zburzony.

W 1940 roku w Warszawie powstało getto. Przez krótki czas, zanim je zamknięto, Helena załatwiała tam różne handlowe sprawy, m.in. korzystała z usług krawca. Przy okazji pomagała znajomym Żydom. Anna wspomina: „Mama była bardzo dzielna. Tam miała kontakty i interesy i w ogóle była tam bardziej z nimi związana. Zawsze [wchodziła] przez Sądy. Czy im tam coś przewoziła, czy załatwiała, czy jedzenie, czy pieniądze, w każdym razie tam pomagała”.

Na początku wojny z prośbą o pomoc przyszedł do Heleny znajomy lekarz i oficer Armii Krajowej żydowskiego pochodzenia, Lipfeld. Tego dnia, wracając do domu, natknął się na poszukujących go funkcjonariuszy gestapo. W mieszkaniu Heleny i jej rodziny przy ul. Marszałkowskiej 97a mężczyzna ukrywał się przez trzy lata.

Anna, córka Heleny, wówczas dwudziestokilkuletnia, wspomina jedną szczególnie niebezpieczną sytuację: „On pracował w konspiracji i przynosił wiadomości polityczne. Pewnego dnia ktoś koło północy zadzwonił dzwonkiem, wiadomo było, że Niemcy. Stanęliśmy w przedpokoju z rękami do góry. Jeden nas pilnował, a dwóch się rozbiegło po mieszkaniu, zrobić rewizję. Lekarz zajrzał do kieszeni, żeby sprawdzić, czy nie ma tam kartek, Niemiec w lustrze to zobaczył i go pobił”. Na szczęście okazało się, że Niemcy pomylili adres i opuścili  mieszkanie.

Lipfeld nie doczekał końca wojny. Zginął na krótko przed powstaniem warszawskim. „Ktoś go rozpoznał na ulicy prawdopodobnie i wydał granatowej policji” – opowiada Anna. Helena rano stawiła się z pieniędzmi, ale kiedy przyszła do komisariatu, okazało się że lekarz powiesił się w nocy na pasku. „Wykupiłyśmy więc ciało i pochowałyśmy potajemnie na Powązkach”. 

Byszewska, jej mąż i dzieci zaangażowali się  także w pomoc rodzinie Eisenbergów, których znali przed wojną. Pan Eisenberg z żoną oraz jej siostrą, jej dziesięcioletnią córką Franią i dwuletnim synem, wydostali się z warszawskiego getta.

Decyzja o pomocy żydowskiej rodzinie wiązała się z ogromnym ryzykiem, ale Helena nie wahała się. „Baliśmy się, ale co robić, nie mogliśmy przecież ich wyrzucić. Nie ma pytania »Dlaczego?«, to było zupełnie normalne. Przyszła rodzina, no to jak można ich było wyrzucić na ulice, żeby ich zastrzelili?” – tłumaczy Anna.

Byszewscy postanowili, że cała piątka nie może zostać na Marszałkowskiej. „Dom był niepewny, mój brat się ukrywał, gestapo go poszukiwało ostro, tu były zebrania konspiracyjne, zebrania tajnego uniwersytetu. Na razie zdecydowaliśmy, że ta dziewczynka sama u nas zostanie”. Została więc tylko Frania.

Częściowo na własną rękę, częściowo z pomocą Władysława, uciekinierzy zdobyli fałszywe dokumenty tożsamości. Kobiety wyjechały w okolice Sandomierza. Aby uniknąć rozpoznania, często zmieniały miejsce pobytu. Pewnego dnia w Sandomierzu doszło do bardzo dramatycznego wydarzenia. W nieznanych okolicznościach Niemcy zamordowali na ulicy pana Eisenberga. „Jechał do żony i go zastrzelili. I ta żona wiedziała, że go zastrzelili, ale nie mogła się do niego przyznać, nie mogła nawet płakać”.

Córka państwa Eisenberg była bardzo wystraszona, co zwiększało niebezpieczeństwo ukrywania jej. Helena codziennie rano zabierała Franię ze sobą do sklepu, gdzie pracowała, choć jej zachowanie mogło zwrócić uwagę Niemców lub szmalcownika: „Nie chcieli jej zostawić w domu, bo ona się bardzo dziwnie zachowywała, jak mama mówiła: »Sztywniała na widok każdego munduru«. Robiła się sina i jej zachowanie było nieobliczalne” – tłumaczy Paweł Choynowski, syn Heleny. W sklepie dziecko ukrywało się w jednym z pomieszczeń magazynowych, z dala od klientów.

Maria Szulińska, jedna z dwóch sióstr Heleny, zabrała dziewczynkę do swojego domu na Mokotowie. Po pewnym czasie pani Eisenberg postanowiła wywieźć Franię do Rabki, do sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne. W końcu zabrała córkę i ukryła ją na wsi.

Brat Frani został oddany pod opiekę ubogiej, wiejskiej rodziny, która prawdopodobnie nie wiedziała, że chłopczyk jest Żydem, choć był obrzezany. Traktowali go jak własnego syna. Tam doczekał końca wojny. 

Gdy wybuchło powstanie warszawskie, Anna i jej matka, wyjechały do Podkowy Leśnej, Jadwiga i Maria ukrywały się w Warszawie. Dom przy Marszałkowskiej i sklep z parasolami ponownie zostały zniszczone, ale odbudowano je po wojnie. Eisenbergowie wyjechali do Izraela na początku lat 50.

Po wojnie Helena Byszewska z siostrami przez wiele lat prowadziły sklep parasolniczy, później przeniesiony na ulicę Chmielną. Przez pewien czas Helena była także nauczycielką i wychowawczynią na koloniach dziecięcych. Razem z rodziną mieszkała w Komorowie.

W 1987 roku rodzina Byszewskich została uhonorowana tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Historie pomocy w okolicy