W kwietniu 1943 r. w getcie warszawskim zostało już tylko 60 tys. ludzi. Ponad 400 tys. wywieziono do obozów zagłady lub pochowano jeszcze w stolicy: zmarłych z powodu głodu i chorób, zabitych w egzekucjach lub podczas zabaw niemieckich żołnierzy w strzelanie do ruchomego celu. Mieszkańcy wyludnionej dzielnicy zamkniętej wiedzieli już, że czeka ich śmierć. Tajne wojskowe organizacje żydowskie przygotowywały powstanie, które wybuchło 19 kwietnia. Bez nadziei na wygraną, lecz po to, by umrzeć, głośno wyrażając swój sprzeciw wobec Zagłady, zginąć na barykadzie, a nie w komorze gazowej. Marek Edelman, uczestnik powstania, powiedział potem, że żydowscy powstańcy nie o życie walczyli, lecz o rodzaj śmierci.
W tym samym czasie do domu państwa Kabacińskich żona znajomego przyprowadziła swoją córkę Esterę. Nigdy więcej jej nie zobaczyła. Prawie cała rodzina dziewczynki zginęła w zagładzie.
Estera dostała polskie papiery. Odtąd była Konstancją Królikowską, zwaną Kocią. Kuzynką z prowincji. Dzięki temu „nie było konspiracji, nie było pytań” – opowiada Henryka Kabacińska. Henryka zaprzyjaźniła się z Kocią. Mama Henryki traktowała Kocię jak kolejną córkę. Gdy po wojnie przypadkiem spotkany wujek Koci chciał wziąć dziewczynkę pod swoją opiekę, obie protestowały.
Wspomina pani Henryka:
„Byłam wtedy w Niemczech, wywieziona tam po powstaniu. Gdybym była w Polsce, nigdy bym do tego nie dopuściła. To była moja ukochana Kocia, taka sympatyczna, oddana”.
Kocia wyemigrowała do Izraela. Tam wróciła do swojego prawdziwego imienia. Zmarła kilka lat temu. Henryka założyła w Łodzi oddział Polskiego Towarzystwa Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.