Aniela i Franciszek Szewczykowie wraz z rodziną mieszkali przed wojną w Gruszowie pod Myślenicami. W tamtym czasie znali i przyjaźnili się z żydowską rodziną Goldbergów z Dobczyc.
Józef Szewczyk, syn Anieli i Franciszka ur. w 1927 r. wspominał: „Podczas wojny mieszkałem w drewnianym domu, razem z całą rodziną, to jest ojcem, matką i dwiema siostrami – Stanisławą i Marią. [...] Latem lub wczesną jesienią 1941 r. dowiedzieliśmy się, że Państwo Goldbergowie przebywają w Dobczycach. Znaliśmy się dobrze, bo Goldbergowie mieli posiadłość ziemską w Gruszowie, którą jeszcze przed wojną sprzedali”.
Franciszek woził Goldbergom żywność do Dobczyc. W tej miejscowości nie było getta, a Żydom pozwolono mieszkać w ich własnych domach. Dopiero w sierpniu 1942 r. Niemcy przeprowadzili akcję i wywieźli wszystkich Żydów przebywających w Dobczycach do utworzonego wówczas getta w Wieliczce. Stamtąd zaś po kilku dniach deportowano ich do obozu zagłady w Bełżcu.
Tuż przed akcją deportacyjną, w sierpniu 1942 r. Szewczykowie zaproponowali Goldbergom, że udzielą im schronienia. Franciszek przywiózł całą żydowską rodzinę – Goldberga (imię nieznane), jego żonę Gizę, oraz dzieci: Jaśka i Litkę – do swojego gospodarstwa w Gruszowie. Dla ukrywanych przygotowano schronienie w ziemiance-spichrzu, specjalnie dla tego celu ocieplonej.
Prawdopodobnie sąsiedzi zdawali sobie sprawę z obecności Żydów u Szewczyków, nikt jednak nie dał po sobie tego poznać. „Mój ojciec, inwalida po I wojnie światowej, miał podobno bardzo duży autorytet wśród sąsiadów i może dlatego nikt nie śmiał na nas donieść, bo byli tacy, którzy donosili” – uzasadniał ten fakt Józef Szewczyk.
Franciszek Szewczyk pomógł zorganizować tzw. aryjskie dokumenty dla całej rodziny. Po kilku miesiącach, kiedy sytuacja uległa poprawie, Goldbergowie opuścili schronienie u Szewczyków i wyjechali do Bochni.
Po wyjeździe Goldbergów Szewczykowie ukrywali w tej samej ziemiance jeszcze innych Żydów, m.in. Milkę Mincer i jej ciotkę Marię z rodziny Federgön wraz z bratem. Przebywali oni w schronieniu kilka tygodni, potem przenosili się do innych wsi, a gdy tam robiło się niebezpiecznie, wracali do Szewczyków. Maria Zdebska z d. Federgön wspominała po wojnie: „Bardzo dużo pomogła nam rodzina Szewczyków z Gruszowa – gospodarzem był tam Franciszek Szewczyk. [...] Przebywałam u nich całe miesiące, ale często zmieniałam miejscem pobytu. U Szewczyków przebywałam z bratem i Milką. Mieszkaliśmy w spichrzu. Gdy było niebezpiecznie, to Szewczykowie budzili nas o świcie i szliśmy chować się w zbożu”.
Goldberg zmarł w Bochni na zawał serca. Jego syn Janek także zginął, walcząc jako partyzant w Armii Krajowej. Po wojnie Szewczykowie mieli sporadyczny kontakt z p. Gizą, która wraz z córką wyjechała do Francji. Z kolei członkowie rodziny Federgrön zostali w Polsce, mieszkali w sąsiedniej miejscowości i utrzymywali bliskie relacje z Szewczykami.