Wspomnienie o Shalomie Lindenbaumie

30 stycznia 2019 r. minęła pierwsza rocznica śmierci Shaloma Lindenbauma (1926–2018), literaturoznawcy, pracownika naukowego Uniwersytetu Bar-Ilan w Izraelu, znawcy twórczości Uri Cwi Grinberga i Brunona Schulza, tłumacza polskiej poezji na język hebrajski, ocalałego z Marszu Śmierci z Auschwitz. Piewcy życia, Polek, smakosza i melomana. Poznaj jego historię we wspomnieniu Joanny Król.

Shalom Lindenbaum urodził się 1 sierpnia 1926 r. w Przytyku. Ojciec Josef był technikiem dentystycznym. Matka Dwora (przezywana powszechnie w miasteczku „Mądrość”), prowadziła sklep. Rodzice wychowywali Shaloma i jego siostrę oraz brata w duchu syjonistycznym.

„Polska nie jest moim krajem” – stwierdził w wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich w 2011 roku. Dopiero wiele lat po wojnie, w Izraelu, pchnięty do tego przez jednego ze swoich wykładowców, Shalom odkrył polszczyznę i polską literaturę romantyczną. „Ja nie wyrosłem w języku polskim” – stwierdził. W domu mówili po hebrajsku.

Pogrom w Przytyku, 9 marca 1936

Z Przytyka zapamiętał wielką biedę. Jego pięcioosobowa rodzina mieszkała w jednej izbie z kuchnią. W soboty w piecu paliła im pani Kącikowa. Za pomoc w szabat Lindenbaumowie płacili jej chałką. 

„Trzy-cztery chałki brała w fartuch, to miała już jedzenie dla dzieci. Przytyk leży koło Radomia, który jest słynny z bezrobocia, do dziś zresztą […] Taki szlagier był przed wojną »Ubikacja jest nieczynna, bo mało się je«”.

Stosunki w Przytyku między Polakami i Żydami Shalom określił jako bardzo niedobre. Żydzi nie przychodzili w soboty do szkoły, ale w poniedziałek musieli mieć odrobione lekcje domowe. Miał dziewięć lat, gdy w Przytyku rozegrał się dramatyczny pogrom Żydów. Jak twierdził, nie był to pogrom klasyczny, bo to Żydzi pierwsi zaczęli strzelać i też rzucili się z nożami. Po pogromie Żydzi bojkotowali polskich chłopów, nie wpuszczali ich na targ do miasteczka. „A kobiety wiejskie chciały jajka sprzedawać. To dzięki kobietom przełamano bojkot”.

Przytyk–Starachowice–Auschwitz

Wybuchła wojna. „Z pięciorga, zostało nas troje. To jest bardzo rzadkie. Nie brakowało dużo, żebyśmy wszyscy razem pojechali do Treblinki” – wspominał Shalom. Rodzina przechodziła przez kolejne obozy pracy przymusowej, ostatni w Starachowicach. Aż trafili do Oświęcimia. Rozdzielili ich. Matka została z siostrą, Shalom z ojcem. To było w lipcu 1944 roku. „Znowuż miałem szczęście. Szukali kowali do Brzezinek. W końcu jako malarze poszliśmy z ojcem na bumę”. Pierwsze chwile w obozie wspominał jako traumatyczne.

„Ogolili nam włosy, wszędzie: w odbycie, kobietom w pochwie. Potem kilka razy smarowali nas lizolem. Byłem ranny, ale w takim napięciu, że nie czułem tego. Nie mogłem schylić się po czapkę, miałem całą pierś zaropiałą. Musiałem iść do szpitala”.

O dziwo, wyszedł z tego obronną ręką. Pamiętał kontakty z komunistami polskimi oraz że kapo kuchni też był komunistą – ale Niemcem, więźniem politycznym. Shalom nie wdawał się z nimi w większe dyskusje. Dawali kartofle (pyry) co kilka dni. Na Wigilię poczęstowali pieczonym zającem. Mógł zapalić świeczki chanukowe.         

18 stycznia 1945 r. Niemcy ewakuowali obóz. W kierunku Gliwic. „Dostaliśmy kromkę chleba. Każdy miał wziąć ze sobą jeden koc […] Szliśmy trzy dni. Z 2 500 osób nie wiem, czy zostało się ze 120. Ludzie padali jak muchy. Kto nie dotrzymywał kroku, to go zastrzelili. Ludzie jedli śnieg”.

Ucieczka z Marszu Śmierci 

Wieś Wilcza. To w jej okolicach Shalom i jego ojciec uciekli z kolumny więźniów. Minus dwadzieścia, oni w samych pasiakach. „Nagle kobieta… Kalabiś świętej pamięci, jedzie z jedzeniem dla męża do gruby (kopalni) i pyta: »Bójcie się Boga, gdzie wy idziecie?«”. Ta scena pojawiała się w każdej kolejnej rozmowie z Shalomem i w każdym kolejnym mejlu. Rozalia Kalabiś, Ślązaczka, uratowała im życie. Zaprowadziła ich do domu koleżanki, gdzie przyjęła ich córka koleżanki – Dorota Kuc z domu Froehlich, wiele lat później uhonorowana tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.

Siostra Shaloma z matką dotarła do Bergen-Belsen. Matka zmarła z wycieńczenia po wyzwoleniu obozu, ale miała już świadomość, że syn ocalał.

„Wiedząc, że ja żyję, matka powiedziała siostrze: »Shalom żyje, jest już wolny i proszę, żeby powiedział kadisz«”.

Shalom uważnie studiował trasy ewakuacji z Oświęcimia, palcem wskazując Wilczę. „Koniec końców nie każdy człowiek człowiekowi wilkiem. Jeszcze są ludzie na świecie, którzy odnoszą się do drugiego jak człowiek stworzony przez Boga” – pisał do pani Kalabisiowej dwadzieścia lat po wojnie, dziękując na pomoc. W dowód wdzięczności kupił jej różaniec w Nazarecie. Na jej życzenie została z tym różańcem pochowana. Czytaj relację Shaloma Lindenbauma o Marszu Śmierci »

Shalom wyjechał z Polski w lipcu 1945 roku:

„Wyjeżdżając nie miałem grosza, wlekąc się przez setki kilometrów, poprzez granice i kraje, ciężko ranny we Włoszech, potem internowany w obozie angielskim na Cyprze […] Następnie przyjazd do Erec Israel: szukanie pracy, będąc bez żadnego zawodu, podziemie, wojna 1948 roku, uwolnienie po dwóch latach. To znów trzeba szukać pracę i nawet jakąś dziewczynę... Założyć rodzinę i utrzymać ją, też zrobić maturę, eksternistyczną, bo chciałem studiować, a przecież nie ukończyłem nawet szkoły powszechnej”.

Pracował jako tragarz w Hajfie. Przez lata, zanim trafił na uniwersytet, był urzędnikiem w banku.

Literatura polska

W jego mieszkaniu w Ramat Gan najważniejsza była pracownia pełna książek. Duża ich część po polsku. Shalom czytał i korespondował po polsku. Publikował w „Tygodniku Powszechnym” i „Midraszu”, jeździł na konferencje do Polski. Przetłumaczył na hebrajski m.in. Odczytanie popiołów Jerzego Ficowskiego. Tłumaczenie zadedykował swoim wybawczyniom. 

Wywiad z Shalomem nagrałyśmy wspólnie z Karoliną Dzięciołowską, Jasią Goldhar i Jadwigą Rytlową w 2011 roku. Po rozmowie poczęstował nas sałatką (jej ważnym elementem był sok z granatów i shuk – przyprawa „dobra na potencję” – chichotał). Słuchaliśmy głośno Szostakowicza. Czas ten wspominam jako jeden ze wspanialszych w moim życiu. 

W październiku 2013 r. przyjechał do Warszawy na Festiwal Filmów o Tematyce Żydowskiej, był jednym z bohaterów naszego filmu „Ocaleni”, przybył jako gość specjalny. Poszliśmy na spacer. Przy pomniczku Katzenelsona turyści z Niemiec zrobili nam pamiątkowe zdjęcie. „Dziecko, czy Ty samotna?” – dopytywał. Rozstaliśmy się wieczorem. Odprowadził mnie do tramwaju. „Łóżko mam duże, możesz u mnie zostać” – żartował. On miał lat przeszło 85, ja mniej niż 30, ale to on mnie podtrzymał, gdy potknęłam się na chodniku.

Najpiękniej mówił o polskiej literaturze, podtrzymując książki na przedramieniu, na którym do końca zachował numer z Auschwitz. Ubrany w niebieski, miękki sweter. O Schulzu, mistycyzmie, Mickiewiczu i Słowackim, otoczony „ślicznotkami” z warszawskiej polonistyki. 

Shalomie, wielka szkoda, że się tak rozminęliśmy.


Bibliografia

Jan Dolewicz, Śladem krwi, Katowice 1995.
Karolina Dzięciołowska, Janina Goldhar, Joanna Król, Jadwiga Rytlowa, Wywiad z Shalomem Lindenbaumem, Ramat Gan 2011. Z kolekcji historii mówionej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Karolina Dzięciołowska, Joanna Król, Ocaleni, rok produkcji 2013, metraż: 56’ [dostęp online 1.02.2019]. 
Janina Goldhar, Bilet życia Shaloma Lindenbauma, Portal Polscy Sprawiedliwi, 15 czerwca 2011.
Joanna Król i Shalom Lindenbaum, korespondencja prywatna, 2011–2017.
Shalom Lindenbaum, Schulz’s Messianic Vision and its Mystical Undercurrents, [dostęp online 1.02.2019].